Lutycka w genezie Roztoka, siedliszcze, potem miasto, ongiś sławna, wpływowa i zamożna (członek Hansy), ma (przynajmniej) od przewrotu politycznego 1989-1991 bardzo poważny problem. Mianowicie, wyjątkowo silny przechył w prawo, w czym na obszarze dawnego NRD konkuruje zawzięcie z Dreznem. To w Rostocku właśnie doszło do najgłośniejszego przypadku agresji faszystowsko-rasistowskiej nowej ery w Niemczech (tj. zarówno po II w. św., jak i po zjednoczeniu), kiedy to w 1992 r. tłuszcza przez całe trzy dni atakowała i wreszcie spaliła ośrodek dla uchodźców w dzielnicy Lichtenhagen (policja spierdoliła, zostawiając Wietnamców samych sobie). Stan adoracji faszyzmu utrzymuje się w mieście tym do dziś, co łatwo sprawdzić, jadąc z ‘St. Pauli’ na wyjazdowy mecz z ‘Hansą’ lub pojawiając się w Rostocku w koszulce z czachą i piszczelami. Nie można jednak powiedzieć, dotyczy to także Drezna, by brunatne tam było wszystko i wszyscy. W końcu z Rostocku pochodzi kapela, która jednoznacznie kojarzy się z antyfaszyzmem. Weterani sceny punkowej, lokalni matadorzy, gwiazdy nie istniejącego już niestety festiwalu ‘Force Attack’ (to w Behnkenhagen w 2001 r. widziałem zespół po raz pierwszy na żywo), panie i panowie oto Dritte Wahl.
Pierwsza wzmianka o zespole pochodzi z 1988 r., zatem to już ponad trzy dekady grania. Nagrali i wydali kilkanaście albumów studyjnych, omawiany jest jedenastym, kilka singli (m.in. ten z Farben Lehre), w portfolio mają także muzyczne widea. Jakoś od 2000 r. własne kawałki/albumy nagrywają i wydają wyłącznie we własnym studiu, promując w wolnym czasie także młode i zaprzyjaźnione zespoły. Są autorami wielu fantastycznych, obrosłych już legendą i chętnie coverowanych kawałków („Halt mich fest”, „Sklave”,a zwłaszcza „Zeit bleib stehen!”). Jednym słowem – to grupa w historii niemieckiego punka poważana i ważna. Stąd też nie dziwi, że w roku 2013, z okazji dwudziestopięciolecia istnienia Dritte Wahl, wydana została „trybutowa” składanka, na której wybrane ich utwory zagrane zostały przez dwadzieścia pięć innych kapel (wśród nich m. in. Farben Lehre, Rasta Knast, Der dicke Polizist, El Bosso meets The Skadiolas). Muzycznie docenieni zostali przez szerszą publiczność jednak stosunkowo niedawno, albowiem dopiero poprzedni album, czyli „10” (2017), ale także i omawiany, zajęły miejsca na niemieckiej liście najlepszych albumów. Były to odpowiednio szczebelki dwunasty i szósty, co już samo w sobie świadczyć może o wartości ich najnowszych dokonań.
Czternaście kawałków liczy sobie Trójwymiar. Wydany został jako klasyczny CD i jako winyl normalny oraz winyl z recyclingu. Jeśli chodzi o Schallplattę, to otrzymujemy normatywny LP plus siódemkę z dwoma bonusowymi utworami. A to dlatego, że Dritte Wahl często komponują utwory długie, trwające przeciętnie niemal lub ponad cztery minuty, stąd i całkowita długość ich wydawnictw jest odpowiednio obszerna. Ad illustrandum: omawiany album to ponad pięćdziesiąt minut grania. Opener, czyli „Ikarus”, to kapitalne otwarcie albumu, znakomite muzycznie i tekstowo. Następny utwór, „Was zur Hölle…“, ukazał się wcześniej jako singiel. I to jest absolutna klasa, w obu konstytutywnych płaszczyznach, pewna dziesiątka najlepszych kawałków Dritte Wahl w historii. W tekście poświadczona została zmiana perspektywy, dodam, że stanowi ona stosunkowo częsty chwyt stylistyczny, recenzowanego albumu i ogólnie twórczości słownej zespołu. Tutaj to nie ludzie wznoszą pretensje do nieba, lecz sam Ponbócek się przygląda, co też, kurwa mać, ci ludzie tam na dole wyprawiają, komentując i dochodząc wreszcie do wniosku, że ludzkość należy zostawić samej sobie. Natomiast muzycznie to melodia, melodia i jeszcze raz melodia. Sparowana z szybkością, chropowatym wokalem, kawałkiem niepokojącego, horrorowego brzmienia katarynki oraz… cymbałkami (jak ja to kocham!). Trzeci kawałek, „Abends halb zehn“, oraz ósmy „Alles nur Chemie“ (nie, nie chodzi tu o ‘BSG Chemie Leipzig’), rezygnuję w tej chwili z pryncypiów kolejności, to kawałki znacznie spokojniejsze. Takoż silnie melancholijne – to zresztą jeden z głównych wyróżników tekściarstwa zespołu, wystarczy przesłuchać wcześniejsze albumy. „Wpół do dziesiątej wieczór” to (nie tylko w Niemczech) chwila w planie doby przełomowa: co miało być zrobione, zostało zrobione, iść na grzędę jest jeszcze za wcześnie, to czas na refleksję, na kieliszek koniaku, dobrą książkę, dobry winyl. „Wszystko to tylko chemia”, akcja dzieje się o krótko po dziesiątej wieczór – sygnifikantne intertekstualnie!, to przepiękne otwarcie, przepiękne rozwinięcie i kontynuacja, to po prostu przepiękny utwór (oj, chyba najlepszy na płycie), pomimo raczej gorzkiego stwierdzenia prawdy, że miłość to tylko (aż?) jeden z procesów chemicznych. Czy pierwsza piątka? Oj, blisko:) (Dla zainteresowanych: ciekawy „winny” anakolut w jednym z wersów; równie piękne semiotyczne ‘mein Glas halb leer, ich halb voll’). Wspomniane we wprowadzeniu wydarzenia w Rostocku z 1992 r. zostawiły jednak głęboką bliznę w świadomości sensytywnej zespołu: skomponowali sporo kawałków o tym zdarzeniu, również na omawianym albumie odnajdziemy jeden, znakomity utwór „Brennt alles nieder”. Pomijając wymiar tekstowy, to fantastyczna muza. Utwór zagrany częściowo z punkowym pazurem, z agresją, tak, jak się winno wyrażać sprzeciw wobec wszelkiego fanatyzmu, z ciekawą końcówką. Kontrast fokalizacyjny w planie tekstowym: tutaj atak na ośrodek dla cudzoziemców reflektowany jest nie tylko przez stronę atakującą, lecz również przez (wietnamskiego, jak można się domyślać) nieletniego: strach o własne życie, wyczuwalna nienawiść tłumu, pomimo nieznajomości języka (język nienawiści jest niestety uniwersalny). „Warm anziehen” to w wymiarze muzycznym ponownie nieco zdjęta noga z gazu. Album został wydany we wrześniu 2020 r., zatem Gunnar (Schröder, tekściarz i frontman) nie mógł jeszcze wiedzieć, jak nam zima da popalić w styczniu i lutym, stąd też apel o ciepły ubiór odnosić się musi do innych aspektów. Analizując tekst wcześniejszego i następnego utworu, chodzić musi o aktualną światową sytuację społeczno-polityczną. Ubierzcie się ciepło, bo cholera wie, co się zaraz stanie, lepiej być przygotowanym na wszystko. Tekst przedstawia się jednak jako polisemantyczny, da się go interpretować również w innych kierunkach, zapraszam do uskutecznienia własnych przemyśleń. „Fabelhafte Voraussetzung” – w tekście mocno aktualny i socjologizujący, oddać go można staropolskim porzekadłem, że w mętnej wodzie najlepiej się łowi ryby, ku czemu ‘bajeczne warunki’ stwarza pandemia, a za niedługo jeszcze bardziej bajeczne stworzy rzeczywistość postpandemiczna. Muzycznie to kompozycja poświadczająca metalowe (solówka) i hardcorowe (brzmienie takie, że łuuuu) fascynacje załogi z Rostocku, jednak jak na mój gust zabrakło nieco melodii, a i o wartości wykończenia utworu syntetyzatorem można by podyskutować. „Zur See” to drugi z songów, który promował album jako singiel. Omawia sytuację mizantropa, zagubionego w betonowej dżungli, który – w ramach ucieczki – po prostu chce nad morze (ja też chcę). Muzycznie poprawny, nie ma się do czego przyczepić, jednak bez tego czegoś. „3D”, tytułowy utwór, to kolejny tekst o miłości, o czym wcale często Gunnar tekści. Muzycznie raczej przekomplikowany (trójwymiarowy?), ciężko przy pierwszym uchu uchwycić linię przewodnią, kilka rozwiązań zaskakuje, kilka innych (jąkanie) częściowo niezrozumiałych. Zatem ogólnie średnio. Ponowna zmiana ról zachodzi w utworze „Schöne Frau mit Geld“. Teraz chodzi o to, że to my, faceci, wszelkimi środkami poszukiwać i uwodzić będziemy posażne panie, tylko koniecznie powinny być piękne. Muzycznie wygładzony, raczej lekki, zwiewny i taki trochę żigolakowy właśnie. „Ohne mich” to nieco więcej klasycznego punka, nieco więcej tempa. „Elektro Merten“. Czyli w pierwszym planie pean na cześć zanikających sklepów branżowych, w podtekście o dominacji handlu online. A muzycznie… to trudno coś mądrego napisać, bo to mocno zakręcony kawałek. Bonusowy „Zusammen“ odczytuję jako krytykę zdecydowanie nadużywanego ostatnimi czasy w street rocku zawołania i przesłania. I krytyka ta jest jak najbardziej uprawniona. Wystarczy przejść się na jakikolwiek koncert, by dostrzec, że owo „razem”, „wspólnie” i „w przyjaźni” to tylko i wyłącznie pusta fraza (jeden drugiemu by najchętniej urwał łeb). Zamykający „Wenn ich gross bin” to tekstowa klasyka: marzenia dziecięce i co z nich zostało w dorosłym życiu. Muzycznie poziom średni.
„3D” to album dobry, miejscami bardzo dobry. Ktoś, kto dokonań chłopaków z Dritte Wahl do tej pory nie znał, mógłby jednak utyskiwać, iż album jest pod względem poziomu nierówny. I częściowo byłoby to zastrzeżenie uprawnione. Z jednej strony winna jest na tym architektonika, lepsze kawałki znalazły bowiem miejsce w pierwszej części albumu, z drugiej strony całokształt twórczości zespołu to właśnie taka trochę przeplatanka – utwory wybitne obok utworów średnich, niekiedy słabych. Ten aspekt wypływa jednak, przynajmniej dla mnie, z nonkonformizmu muzycznego Roztoczan. Od zawsze poszukiwali i poszukują nadal, przecierają szlaki, inne odświeżają, niekiedy wybierają drogę całkowicie eksperymentalną, nie bojąc się zapożyczeń ze stylistyk innych, głównie z metalu. Dlatego też nie zawsze się udaje. Dodać również należy, że to jednak zawsze był i będzie punk „dla zaawansowanych”, nie zawsze łatwy w odbiorze, wymagający sporego muzycznego obycia, wyraźnie inteligencki w przekazie. Pozwolę sobie podkreślić, że w tekściarstwie Dritte Wahl praktycznie brak jest typowych przecież dla punka wulgaryzmów, wyrazistszej werbalnej agresji i prowokacji, zatem w tym zakresie lokują się w bezpośredniej bliskości mistrzów z Razzii.