They don’t need to apologize. To nobody, absolutely nobody (Haymaker, We apologize to nobody, 2018, KB Records [et al.])

Haymakerzy (Kosiarze ew. Knock-downi, zwłaszcza drugie tłumaczenie nazwy zespołu pasuje jak ulał, jako że goście wyprowadzają nokautujące ciosy/utwory jeden za drugim) wydali pierwszy długogrający album! Wprowadzenie wykrzyknika w poprzednim zdaniu nie jawi się jako postępowanie bezpodstawne, jako że fakt, do którego się odnosi, stanowi dla łysych córek i synów klasy robotniczej bardzo dobrą wiadomość. Do tej pory Haymakerzy mieli w swym portfolio wydaną w minionym roku – z przygodami, bowiem frontmanowi gwizdnęli w rodzinnej Holandii samochód, w którym miał różne materiały, w tym dyspozycje gotowych, półgotowych i planowanych utworów – wiele obiecującą EP-kę („We are Haymaker”). Tak obiecującą (wystarczy posłuchać „First to die„), że pozwoliła zaistnieć zespołowi w świadomości antymainstreamowej publiki na całym świecie (naturalnie, wydatnie pomagają w tym bezwyjątkowo angielskojęzyczne teksty), a być może nawet od razu etablować  go w czołówce współczesnych skinheadskich bandów. Świadczyły o tym koniec końców i liczne koncerty na całym świecie, i ogólnie bardzo pozytywna recepcja. Jak sądzę, najnowsze wydawnictwo wiodącą pozycję młodej stażem grupy, która powstała przecież dopiero w 2016 r., jeszcze bardziej umocni.

W czasoprzestrzeni dzielącej wspomnianą EP-kę od recenzowanej pozycji zaistniały dwie zmiany. Pierwsza z nich to ważna zmiana personalna. Vláda Červenego, alias Vláda The Bulldoga (odwiedźcie Vláda, jak będziecie w Pradze, ucieszy się, poza tym ma na stanie piękne koszulki Lambretty: http://www.streetpunk.cz), zastąpił na garach Stöbi (wcześniej: bębny w Gerbenoku, nadal: wokal i gitara w Martens Army). Zmiana nie wpłynęła w większym stopniu na ogólny charakter zespołu: w dalszym ciągu utrzymany został trzyosobowy skład, międzynarodowy (choć już siłą rzeczy mniej praski) charakter grupy oraz ultraortodoksyjny wygląd członków comba, przyciągający do siebie oraz umacniający wiarę wśród dzisiejszych reliquiae reliquiarum licznego ongiś wygolonego ludu (piszę o prawilnych glacach, spadkobiercach myśli Oi!, nie zaś o nadal spotykanych oswastykowanych uzurpatorach i przebierańcach). Druga, mniej ważna, to zamiana wydawniczych labelów: niemiecką „Randale Records” i amerykańską „Crowd Control Media” zastąpiły brazylijskie „Skin Collector” i „The Firm Records” wraz z niemiecką „KB Records”.

Całościowo spoglądając, nowa płyta „We apologize to nobody” w każdym z konstytutywnych aspektów (tonacja, styl, wokal, teksty) ściśle nawiązuje do EP-ki, stanowiąc tym samym jej swoiste uzupełnienie i rozwinięcie. Dodam w tym aspekcie, że z jednym wyjątkiem (z EP-ki pochodzi znakomity utwór „Hold on to your dreams”) mówimy o całkiem nowych kompozycjach, zajmujących pół godziny z malutkim okładem. Oba wydawnictwa spaja choćby opener, w którym – jak by to inaczej – pojawia się sklasycyzowane w międzyczasie autokreacyjne i wyzywające zapytanie: „we are Haymakers, who is fuckin’ you?” I dalej: podobnie jak na debiucie, także i na długograju odnajdujemy charakterystycznie „uprzestrzenniony” (tj. z pogłosem, nie każdemu musi taka kreacja odpowiadać, w każdym razie trzeba się do niej przyzwyczaić) wokal Tima (ex Discharger), interesujące partie na talerze Stöbiego, a tam, gdzie trzeba – chórki. Jeśli chodzi o poziom artystyczny utworów, to sądzę, że większość z nich przedstawia hity in potentia. Osobiście nie przekonały mnie jedynie otwierający „Underdogs”, także drugi „No social life”, no może jeszcze piąty kawałek („Hang up your Boots”) wykazuje niedostatki w zakresie melodyki (samym wokalem pewnych spraw się nie załatwi). Niezły jest natomiast trzeci kawałek („Boys in blue”), z ciekawie chodzącymi talerzami, a zwłaszcza z niespokojnym rytmem, spiętrzanym kaskadowo w partiach końcowych. A jak reszta? Uuuuuuuuu…, ciężko znaleźć odpowiednie słowa. Na uwagę zasługuje klasyczny w formie i skinheadski w interpretacji R’n’R w utworze pod takim właśnie tytułem („Skinhead Rock’N’Roll”), przy którym bezwolnie podrygują wszystkie kończyny. Powala, jak dla mnie najlepszy na płycie, żartobliwy i przewrotny tytułem utwór „Only a sinner becomes a winner” z otwierającym wejściem gitary akustycznej, do której dołączają kolejno bęben i bas, a potem już wszystko razem i supermelodyjnie, i przepięknie. Urzekający, nieco spokojniejszy kawałek z hipermelodyjnym motywem przewodnim i z wreszcie trochę stonowanym wokalem to „Freedom”. Trzy ostatnie kawałki z płyty, czyli dynamiczny „Too drunk to fight” (odgłosy rąbanki na początku mogli sobie chłopaki darować, nie wnoszą żadnej wartości, poza tym są za długie), tytułowy i fantastyczny „We want to apologize” oraz wspomniany „Hold on to your dreams”, to jeden w jeden znakomite utwory, które mogę polecić chyba każdemu. Haymakerzy – ujmując ich dotychczasowe osiągnięcia jako całość – grają bardziej melodyjnie niż choćby Stomperzy 98 na nowym albumie. Wprawdzie nieco wolniej, chyba mniej agresywnie, ale może to właśnie wskutek takiego wyboru udało im się osiągnąć znacznie większą rozpiętość stylową. W którą stronę rozwijać się będą ich dalsze poszukiwania, czy przeważy melodia czy ostry łomot, zobaczymy za jakiś czas. W zakresie tekstów nie ma się co rozpisywać. Słuchacz odnajdzie w nich wszystko to, czego oczekuje od skinheadskiej załogi.

Haymakerzy don’t need to apologize. To nobody, absolutely nobody za swój nowy album. To znakomite pół godziny prawowiernego skinheadskiego Rock’n’Rolla, ze wszystkimi jego atrybutami (melodyczność, ciężki wokal, kiedy trzeba agresywne riffy). W jednej z poprzednich recenzji sugerowałem porównanie nowego albumu Haymakerów z nową płytą Stompers 98 w aspekcie kwalifikacji do nagrody dla najlepszej płyty Oi! za rok 2018. Na chwilę obecną trudno mi się jednoznacznie wypowiedzieć, który z tych dwóch albumów podoba mi się bardziej. Ponad dwa miesiące, dzielące nas od końca roku, kiedy to nadejdzie czas podsumowań i ostatecznych decyzji, stanowią – jak sądzę – wystarczający bufor czasowy, bym wyrobił sobie jednoznaczną opinię. A może będzie remis? A być może stanie się w myśl przysłowia: gdzie dwóch (Stomper 98, Haymaker) się bije, tam trzeci (Nabat?) (s-)korzysta?