Pożegnania powinny być lepsze… (Terrorgruppe, Jenseits von Gut und Böse, 2020, Destiny Records)

Do omówienia trafia dziś pożegnalny(?) album pewnej legendarnej grupy. Wydany został w czerwcu 2020 r., stanowi ósmy w kolejności jej studyjny długograj, ukazał się w postaci CD i klasycznego LP, do dostania jest także prawie dwukrotnie droższa wersja limitowana, zawierająca oprócz różnych utensiliów takoż winylową „dziesionę” z czterema bonusowymi utworami („Alles wird gut”, „Atomschlag gegen Klimawandel”, „Langweilig”, „Gesundes Volksempfinden”). W sumie na nowe wydawnictwo berlińskiej Terrorgruppy, bo o niej tu mowa, pt. „Jenseits von Gut und Böse” złożyło się czternaście ew. osiemnaście kawałków, dających prawie 42 minuty grania w wersji podstawowej. Przyznaję, iż długo wahałem się, by o płycie tej pisać – nie porywa, że wyrażę się oględnie –, ale jak się nie ma, co się lubi, to się pisze o tym, co jest.

Berlińczycy grają od połowy 90-tych lat i mają na koncie parę przełomowych inicjatyw, jak choćby fantastyczne technicznie, pudełkowe wydanie niezłego albumu „Blechdose” (2002; w 2017 r. ukazała się koncertowa „Superblechdose”), znaną chyba wszystkim kultową okładkę albumu „Tiergarten” (2016), parę nieśmiertelnych hitów z „Wochenendticket” na czele (eh, to były czasy, kiedy za parę marek/euro można było pomykać po całym Reichu od piątku północy do niedzieli północy) oraz kilka grubego kalibru prowokacji jak choćby „Keine Airbags für die CSU”, czy wielokrotnie wyzyskiwany na wlepkach „Mein Skateboard ist wichtiger als Deutschland” (to tytuły utworów). W połowie pierwszej dekady XXI w. chłopaki się zlisili i stwierdzili, że kończą działalność. Wytrwali w tym przekonaniu całe dziesięć lat i w 2015 r. wznowili działalność, czego efektem był wspomniany „Tiergarten”. Najkrótsza prezentacja propozycji artystycznej zespołu zawierać się może w następujących słowach-kluczach: prowokacje (słowne, wizualne, mniej muzyczne), humor (sztubacki, niekiedy prawie-emerycki w płaszczyźnie tekstowej, lecz również i muzycznej, bowiem panowie często robią sobie jaja), fun-punkowe treści i rozwiązania stylistyczne (stąd i podważana niekiedy przynależność Terrorystów do punka).

Omawiany album promowały w sieci single. Były to utwory mocno prowokacyjne, a możliwe, że nawet zbyt prowokacyjne, bowiem np. „Sie nationalsozialistische Bullensau” nie znalazł się na oficjalnym CD/LP i pozostał, wedle mojej wiedzy, jedynie w postaci cyfrowej. Tytulatura długograja to naturalnie odwołanie do pracy F. Nietzschego z 1886 r. („Poza dobrem i złem”). Wydaje się jednak, że kręgi tematyczne podjęte w tekstach na omawianym albumie lokują się wyjątkowo daleko od koncepcji Nietzschego resp. w ogóle daleko od filarów filozofii. Tematem głównym stali się opili nieszczęśliwi mężczyźni („Fettes betrunkenes dummes Schwein”, „Der Trottel [Oi,Oi,Oi]”, „Lastwagenfahrer”), dostaje się jak zwykle politykom („Alt + Delete”), a o tym, że Terroryści cierpią na „A.D.H.S.” (witamy w klubie), wiemy nie od wczoraj.

„Suizidoption (Prolog)” to naprawdę niezłe wejście, nawet jeśli stosunkowo długie (3.21) oraz lokujące się stosunkowo daleko do punka, ale taki jest z reguły los intro. Dwa kolejne utwory, „Sinnlose Beleidigungsstrategien gegen Fabelwesen (egal ob euch das passt)“ oraz „A.D.H.S.”, utrzymane są w klasycznej stylistyce Terrorgruppy. Pierwszy jest mocno prowokacyjny w tekście, z pomysłem w muzie (na plus wstawki na saksofonie), druga część drugiego (‚ich habe A.D.H.S. – yes‘) mogłaby być lepsza. Następujący utwór, „Der Trottel (Oi,Oi,Oi)”, to najlepszy kawałek na płycie, aczkolwiek mocno zaskoczyła mnie jego koncepcja muzyczna. Taka, jakiej nie spodziewałem się po starych punolach, i w rezultacie opadła mi kopara. Jednak gratki: pianino i refren zrobiły kapitalną robotę, także to, co się dzieje po 2.30 minucie (fantastyczny dźwięk gitary) plusuje. Nawiązując do konstytutywnych tematów poruszanych na płycie, to trudno jednoznacznie zdefiniować, kto jest owym tytułowym „gamoniem”. Kluczowe ‘Oi, Oi!, Oi!’ mogłoby wskazywać na frakcję łysogłowych (wypraszam sobie) i ich zamiłowania do pijatyk, jednak ze względu na tekst kolejnego i innych utworów przychylam się do koncepcji bezpardonowej krytyki pozbawionych światopoglądu (poza horyzontem wyznaczanym i odmierzanym kolejnymi miarkami alkoholu) moczymord, czerwonych nochali i obszczymurków. Drugi pod względem udatności muzycznej utwór przedzielony jest kawałkiem zatytułowanym „Fettes betrunkenes dummes Schwein”. Ogólnie chodzi w nim o to, że i ostatni pijus ma prawo być takim a nie innym, z czym zgadzam się w całej rozciągłości. Muzycznie może bez większych fajerwerków, ale da się posłuchać. „Lastwagenfahrer”, bo to o nim napisałem przed chwilą, to wreszcie kawałek zagrany zdecydowanie żwawiej i od razu robi się punkowo. W tekście przedstawione zostało pieskie życie kierowcy ciężarówki z jego blaskami i cieniami, problem wedle załogantów z Berlina tkwi w tym, że tak jak tirowcy zachowuje się duża część mężczyzn. Powtarzam, to drugi co do poziomu utwór na płycie (aczkolwiek to ‘la-la-la’ mogliby sobie odpuścić).

Od „Ein Führer wird kommen” zaczyna się niestety zjazd. Tego kawałka nie da się słuchać, przynajmniej nie da rady go słuchać streetrockowiec z przekonania, i nie pomaga tu saksofon (jakieś rytmy disco, kurka, naprawdę okropniste). „Männers”, kolejny antymęski hymn (chłopaki się chyba za bardzo wpisali w retorykę współczesnej poprawności płciowej), muzycznie jest jednoznacznie słaby. „Alexandra” brzmi tak, jakby utwór ten wyszedł spod ręki muzyków wczesnego Maanamu, natomiast tekstowo to teraz dla odmiany coś o tym, że z niektórymi paniami nie wszystko jest w porządku. „Alt + Delete”, jak sygnalizowano, traktuje o pasożytach w ławach poselskich, muzycznie kolejny cienki kawałek. Najdłuższy tytuł należy do „Nestle (oder weiss hier jemand, wie man dieses Scheiss-Häkchen übers ‚e’ macht?)“, na szczęście utwór nie jest najdłuższy. „Easy Jet” – wejście organami, przejścia między głośnikami, i to by było na tyle (czy oni naprawdę zapałali nagłym uczuciem do disco lat 80-tych?). „Krieg ist super” prezentuje się nieco lepiej muzycznie, tekstowo uderza w punkt.

Płytę zamyka „Zusammenstehen”. No i tak powinno być na całej płycie, nie miał bym wówczas żadnych zastrzeżeń. Ponownie żywiołowo, melodyjnie, trzy-cztery akordy – tak grali zawsze i tak zawsze grać powinni. Wspomniane na początku bonusowe cztery kawałki zmieniają ocenę całego albumu. Nawet jeśli nie wybitne, to jednak stanowią kontynuację stylu zespołu z wcześniejszych albumów. Wszystko to, z czego byli znani, jest w nich obecne. Trudno powiedzieć, co ich podkusiło, by w ostatnim rozdziale swej księgi sięgnąć po nowe, nieciekawe rozwiązania.

Terrorgruppe przez te niemal trzy dekady istnienia swoje już zagrali, w annałach niemieckiego punka się zapisali – może nie złotymi, ale przynajmniej srebrnymi zgłoskami –, jednak pożegnanie (tak się przynajmniej zarzekają) kapeli obecnej permanentnie w świadomości punka w Niemczech oraz punktu odniesienia dla wielu młodszych zespołów powinno być lepsze. Muzycznie, odnoszę bowiem wrażenie, że w ostatnich dwóch, trzech latach ma miejsce (nie tylko) w niemieckim street rocku zbyt silne skupienie się na tekstach niż na muzyce (od tekstów to jest literatura). I nie zmienia tego fakt, że na omawianym albumie znalazło się miejsce dla paru ciekawych eksperymentów, myślę tu zwłaszcza o partiach na organach i saksofonie. Rozszerzenie spectrum instrumentowego nie przełożyło się bowiem na podwyższenie poziomu poszczególnych utworów i albumu jako całości. Stąd też i nie dziwota, że „Jenseits von Gut und Böse” znalazł się w dziesiątce największych rozczarowań roku minionego w ankiecie jednego z ciekawszych i bardziej wpływowych internetowych fanzinów (dodam, że także zasadnie zakwalifikowali słuchacze tam i Slime z „Wem gehört die Angst”). Sam również tak właśnie oceniam ów album. Pożegnalnemu wydawnictwu Terrorgruppe towarzyszyć miała w 2020 r. pożegnalna trasa koncertowa. Z wiadomych względów przełożona została na jesień 2021 r., miejmy nadzieję, że się ją uda urzeczywistnić. Przy okazji: jej nazwa to ‚Tschüssikowski-Tour’, zatem proszę jak silnie polszczyzna wpływa w ostatnim czasie na niemczyznę (to już nie tylko podręcznikowe ‚Grenze’, ‚Quark’, ‚Stieglitz’).