På svenska i på göteborgska (City Saints, På svenska, 2019, Sunny Bastards)

City Saints to kapela najbardziej rock’n’rollowa w muzie, przekazie oraz wymowie scenicznej w obrębie całego (europejskiego) street punka. Basta! Muzyczne nawiązania do klasycznego rocka są w ich dotychczasowym dorobku, także na omawianym albumie (choćby tytuł trzeciego utworu „Rock’n’Roll“, kilka rozwiązań kompozycyjnych w pozostałych kawałkach), wszechobecne. Rock’n’rollowe brzmienie generowane jest nie tylko aktywną obecnością harmonijki (tu: „Fyllecell“), na której pogrywa wokalista, niemało z ich utworów przekonuje o tym w sposób rytmicznie bezpośredni. Posłuchać wystarczy chociażby utworu „Slippery Joe“ z pierwszej płyty, przede wszystkim zaś „Punk Rock and Oi!“ (z drugiej), który moim skromnym zdaniem jest najudatniejszą realizacją połączenia rock’n’rolla ze street punkiem w całej historii nurtu Oi!

Święci pochodzą z Göteborga. Zatem organicznie, czy tego chcą, czy nie, łączeni są z Perkele (swoją drogą perkusista pogrywał tam kiedyś). Przed omawianym, wydali trzy regularne albumy („Kicking Ass for the Working Class” [2013], „Blue Collars Sons” [2014], „Guns of Gothenburg” [2016]), zrobili również coś, co mi się bardzo podoba. Mianowicie, utwory, które – niezależnie od względów – nie znalazły miejsca na dwóch wcześniejszych albumach, wydane zostały na oddzielnym wydawnictwie „Go and die” (2014). W ten sposób odeszli od panoszącej się, zwłaszcza w ostatnim czasie, praktyki (choćby Booze & Glory na „Chapter IV”, najnowsze wydawnictwa Hors Contrôle, Moskwa), gdzie paralelnie wydane winyl i CD nie są tożsame w zakresie track-listy. Będę się upierać, że to, co zrobili Święci, jest zdecydowanie bardziej prokliencko ukierunkowanym rozwiązaniem.

Winyl – po raz pierwszy podpisali chłopacy cyrograf z Sunny Bastards (wcześniejsze albumy wydawane były w Spirit of The Streets Records) – ukazał się w paru wariantach kolorystycznych. Najciekawszy z nich to ten „fluorescencyjny”. Przytrzymana przez chwilę pod źródłem światła okładka, dokładniej czacha z aureolą (logo zespołu), świeci w ciemności. To kapitalny pomysł, przy kupnie pożałowałem paru „ojraczy”, a dziś żałuję. Jestem w posiadaniu wersji klasycznej, tańszej, z jasnoniebieską okładką, która mieści pasowny, niebieski – choć o ton ciemniejszy winyl. Niemniej wykonanie także tej okładki jest fantastyczne, wysokiej jakości, nieco chropowaty karton jest bardzo przyjemny w dotyku. Jakość audiofilska winyla prezentuje się jako całkowicie zadowalająca, wewnętrzna okładka z tekstami, dodany CD – wydanie kompletne.

Album pomieścił dwanaście kawałków. Znajdziemy na nim utwory cienkie, dobre, bardzo dobre i jeden powalający. Cieniznami nie ma się co zajmować. Ciekawsze utwory to opener, rockowe boogie, skierowane przeciwko wszystkim „Banditer”, czyli faszystom, rasistom i innej ksenofobicznej swołoczy. Kolejny, „Verklighet”, podąża w tym samym, boogie-stylu. Wbrew tytułowi, „Rock’n’Roll” – choć skoczny i dynamiczny, jest jednak jako całość znacznie mniej rock’n’rollowy w brzmieniu niż choćby otwierający drugą stronę albumu „Göteborg”. „Göteborg”, a właściwie „G.Ö.T.E.B.O.R.G.”, to jeden z bardziej rock’n’rollowych kawałków na płycie i w dorobku, nogi skaczą same. „Tvär” – nieco wolniejszy, ale melodyjny. Kapitalny jest przedostatni „Stryk” z obezwładniającym „pang pang pang”:). Natomiast czwarty w kolejności na płycie „Enade” to już całkiem inny kaliber. Utwór-marzenie, bez dwóch zdań piszę tu o jednym z najlepszych kawałków, jaki kiedykolwiek Święci nagrali. Melodyjny, perfekcyjnie dopracowany, kapitalny refren, spowolnienie, chóralny singalong, a nawet jak dla mnie odrobinę za krótki. Na koncertach podryguje przy „Enade” wszystko: widzowie, ściany, butelbiery w barze. Tytuł utworu, tj. „Zjednoczeni”, nie nawiązuje w tym akurat przypadku do unitarystycznego motywu, wręcz ideologemu street punka, czyli deklarowanego aliansu Punk & Skinheads. Tym razem zjednoczeni wystąpić winniśmy przeciwko idiotom z obszaru polityki.

Recenzowany album potwierdza renomę i coraz mocniejszą pozycję Szwedów na europejskiej scenie Oi!, to na pewno. „På svenska“ to płyta ciekawa, przemyślana, nawiązująca w ogólności do pozycji wcześniejszych, kontynuująca znajdujące się na nich pomysły i rozwiązania. Charakterystyczny wokal oraz riffy gitarowe pozwalają rozpoznać Świętych w nocy, o północy. W podsumowaniu wyrażę jednak pogląd, że pod względem wartości muzycznej nowe wydawnictwo lokuje się o stopień, no może pół stopnia niżej niż wcześniejsze albumy „Blue Collars Sons” oraz „Guns of Gothenburg”. Pomijając „Enade”, znacznie mniej tu hitów, mimo wszystko nieco za mało nasycenia rock’n’rollem, zabrakło też w paru kawałkach charakterystycznej dla zespołu melodyjności. O tekstach z kolei się nie wypowiadam, bo nic z tego, o czym śpiewają na tej płycie, nie rozumiem – w końcu album nazywa się „Po szwedzku” (przełożyłem sobie tylko filologicznie „Enade”, co by wiedzieć, o czym tenże kawałek jest).