No no. Już myślałem, że przejdzie TO całkiem niezauważone. A to, o czym myślę, rozpościera się w Bachtinowskiej czasoprzestrzeni (ponad) pięciu dekad. Pięć dekad, by skoncentrować się teraz na aspekcie temporalnym, to inaczej pół stulecia, szmat czasu, piszę zatem o czymś, co niezauważone przejść nie powinno. Pięćdziesiąt lat… Ponad 18 tysięcy dni istnienia najwyrazistszej z tradycyjnych, istniejących do dziś subkultur muzycznych. Punktem na osi czasu, od którego czas ów liczymy, jest rok 1969, zaś punktem do którego liczymy – rok 2019. Rok 1969 to naturalnie data powstania, lub lepiej: ostatecznego skodyfikowania reguł ideologicznych, muzycznych, także outfitu subkultury skinheads w Anglii. Piszę tu oczywiście o zasadach właściwych dla jej prawilnego nurtu, nie zaś o wtórnej (pseudo-)ideologii stadionowych uzurpatorów i złodziei z lat 80-tych na Wyspach, a w kolejnej – patologicznej – dekadzie o faszystowsko i rasistowsko zorientowanych bezmózgich imitatorach z Europy Środkowej. Projekt okładki nowej antologii pt. „We’re still here” pięknie odzwierciedla blaski i cienie subkultury. Trojan – emblemat tradycyjnego, czyli antyfaszystowskiego i antyrasistowskiego odłamu łysej frakcji, skądinąd herb promującej skinheadskie ska i reggae wytwórni muzycznej ‘Trojan Records’, wskazuje jasno na pamięć o właściwych korzeniach subkultury, warto by było, by o nich pamiętano także i w dzisiejszym dyskursie publicznym, zamiast ustawicznego powtarzania debilizmów. Trojan jest już – co prawda – nieco zardzewiały, jednak w dalszym ciągu prezentuje się imponująco, a i zdaje się, że nawet niewielka polerka spowoduje, iż odzyska przyśniedziały przez lata blask. Myślę, że taka właśnie polerka się właśnie w ostatnich paru latach dzieje: coraz śmielej (myślę tu o Europie i Stanach, azjatycki i południowoamerykański street punk jest niemal bezwyjątkowo prawilny), bez oglądania się na konotacje społeczne, rysuje się identyfikacja z korzeniami łysego ruchu, tendencje wtórne, faszystowskie i rasistowskie, aczkolwiek niestety nadal obecne, zdają się ustępować i odchodzić w niebyt (i już stamtąd nie wracajcie).
Stąd też z wielką atencją przyjmuję przypominającą o wymowie i symbolice roku 1969 kompilację muzyczną. Szkoda tylko, że zajęła się tym akurat ‘KB Records’, mająca – powiedzmy oględnie – mocno nadszarpniętą reputację, zarówno ze względu na poglądy i wypowiedzi ich założycieli, jak i promowane zespoły. Zauważmy w związku z tym, bez oceny tego faktu, że wybór zespołów na płytę, to zasadniczo wybór z grupy zespołów street punkowych reprezentujących opcję ideologicznie niezaangażowaną, nie ma tu ani jednej grupy zdecydowanie antyfaszystowskiej (co prawda brak i zadeklarowanych faszystów). Jak również to dominacja zespołów z rynku amerykańskiego, który pod względem ideologicznym jest dla Europejczyka całkowicie nieprzezroczysty.
Otwierający album utwór wskazuje na myśl przyświecającą powstaniu składanki w sposób bezpośredni. Hooligan 45 (bliżej mi nieznana kapela z Teksasu) i ich „50 Years”, czyli hołd dla trwania, tradycji i niezmienności łysej subkultury. Trudno wyobrazić sobie lepsze otwarcie płyty podobnego charakteru, to piękny rytmiczny kawałek, bardzo dobre granie. Kolejny zespół to The Take z utworem „Elitist”. Załoga z Nowego Jorku, mająca na koncie jednego długograja (wydanego w Niemczech), prezentuje się na płycie udanie – ciężko, rytmicznie, z ciekawym wokalem. I kolejna praktycznie anonimowa grupa, czyli The Penny Mob z utworem „Hammer smashed Cross“. Typowy przedstawiciel amerykańskiego rozumienia street punka: zatem wyraziste wpływy stylu HC, także w aspekcie krótkości czasu trwania, wzbogacone potężnym wokalem. Po trzech amerykańskich grupach wreszcie coś z podwórka europejskiego. „Another Night“, autorstwa grupy-efemerydy Skinhead Pride (członkowie Martens Army, Pandemie) to znakomity utwór, jeden z najlepszych w antologii. Oznacza się pięknym rytmem, charakterystycznym wokalem, z udanie zintegrowanymi chórkami w tle. Na cover Agnostic Front, „With Time“, zdecydowali się Liberty and Justice. Amerykańska załoga znana jest z wydanego w 2019 r. długograja, który z kolei charakteryzuje się tym, że prócz jednego wszystkie pozostałe tytuły w liczbie dziesięciu składają się z dwóch wyrazów. Nie wiem, czy tkwi za tym coś więcej niż tylko zapatrzenie w AF. Jako że to utwór nieoryginalny, stąd więcej nie ma co o nim pisać. Pierwszą stronę winyla, kompilacja wydana została również na CD, zamyka utwór „Here to stay“ pięcioosobowego comba Junto z Seattle, mającego na koncie już kilka wydawnictw (w Europie promowany jest przez ‘Contrę Records’). To potężny w brzmieniu, melodyjny i „zawieszany” hit, jak dla mnie najlepszy utwór na całej płycie. Kolejnymi Teksańczykami w antologii, ze wszystkimi tego faktu skutkami, są Hooligan Justice z kawałkiem „Forever Crucified”. Niekiedy mam wrażenie, że wszystkie street punkowe kapele z Teksasu brzmią niemal identycznie, co nie jest ani dobre, ani złe. Wszystkie grają szybko, mocno – wyrazisty wpływ HC, ale zbyt często brakuje w ich utworach melodii (zapomnijcie o stylu tradycyjnego Oi! z Europy). The Press (nie mylić z naszym dawnym De Press) to reaktywowana przed pięcioma laty kapela z prawieku, gdyż grać zaczęli w 1984 r. Kawałek „Factory Press“ pochodzi z nowszego rozdziału ich twórczości, z wydanej w 2018 r. EP-ki „Torch”. I od razu wyczuwalna jest starsza, nieamerykańska wręcz nuta, to najbardziej „klasyczny” ze wszystkich kawałków na płycie. Nieco ponad dekadę grają już Drink & Destroy Crew z Atlanty. Na koncie mają m.in. split (2014) z Antagonizers ATL, z którego pochodzi „Hated”. Krótko: to mocne granie, ponownie typowe dla Amerykanów. Kolejny na kompilacji reprezentant Stanów to lekkie zaskoczenie. Gone Rogue grają znacznie lżej (punk rock’n’roll), na wokalu udziela się samiczka, utwór „T.S.“ zaczerpnięto z wydanej w 2019 r. EP-ki. Skąd pochodzą? To przeca jasne – z Teksasu. Najstarszym na płycie utworem jest „Rust“ nowojorskich S.S.S.P. (Skinhead still scare People). Po raz pierwszy ukazał się w 2008 r. na splicie wydanym wraz z Prima Linea. Nieznani mi dotąd Storm of Ages zaprezentowali koncertowy utwór „Hostile Attack”, pochodzący z albumu „Live at Rudz“ (2019). Naturalnie Teksas i klasyczne brzmienie teksańskiego Oi! Na koniec europejscy Haymaker z coverem znanego kawałka A.C.A.B. „Skinhead for life”. W ten sposób uzyskaliśmy bardzo ładne zamknięcie oraz ogólną kompozycję albumu w postaci ramy. Ramy zarówno w płaszczyźnie muzycznej, bo zarówno komponem inicjalny, jak i finalny to bardzo udane kawałki, ale także i w płaszczyźnie tekstowej, ponieważ teksty obu kawałków korespondują i pięknie się uzupełniają (przypomnienie pięciu dekad istnienia subkultury skinheads vs deklaracja pozostania łysym na całe życie).
Pomijając waloryzację roku 1969 i jego symbolicznego znaczenia dla subkultury skinheads i skupiając uwagę na aspekcie muzycznym, uważam, że pod tym względem udała się chłopakom z ‘KB’ wcale niezła kompilacja. A jeżeli ktoś jest fanem stylu amerykańskiego street punka, to będzie wręcz zachwycony. Należy to docenić, przy czym pojawia się parę aspektów, na które warto zwrócić uwagę. Album pomieścił raczej nowsze kawałki, jeśli analizować go w aspekcie czasu ich powstania. Praktycznie nie wychodzi poza rok 2019, najstarszy z utworów pochodzi z 2008 r. Zatem nie jest to antologia diachroniczna, raczej synchroniczna. Z drugiej strony są to kawałki już znane (przynajmniej fachowcom), ukazały się w przeważającej większości na wcześniejszych autorskich wydawnictwach poszczególnych zespołów. Jednoznaczna ocena poziomu artystycznego kompilacji zawsze jest trudna. To bowiem zestawienie kilku resp. kilkunastu zespołów, prezentujących przeróżne style, co powoduje z reguły diametralnie odmienny odbiór u oceniających (jednemu się podoba Kaśka, drugiemu Maryśka). W przypadku „We’re still here” problem ten odpada. Album prezentuje się jako stylistycznie jednolity. Poza Gone Rogue to granie męskie, twarde, niekiedy brutalne, zasadniczo bez większych wycieczek poza styl (amerykańskiego) street punka. I właśnie koncentracja na muzycznym gruncie amerykańskim jest więcej niż zastanawiająca, częściowo niepokojąca. Może nie jest to koncepcja błędna, w końcu to również propagowanie zespołów mniej znanych w Europie, myślę jednak, że powinno się znaleźć więcej (niż dwa, Skinhead Pride i Haymaker) miejsca dla zespołów europejskich, a może i azjatyckich. Możliwa i nasuwająca się przez dominację nurtu amerykańskiego istota przekazu, wedle której skinheadzi istnieją jeszcze tylko za Wielką Wodą nie znajduje najmniejszego nawet pokrycia w rzeczywistości.