No i mamy najlepszy street rockowy album pierwszego półrocza 2022 r., a kto wie, czy przypadkiem także nie całego roku. Zwiastowały go w 2021 r. dwa kawałki, o których już tu pisano wraz z życzeniem, by były one jaskółką zapowiadającą dłuższe wydawnictwo zespołu. I oto jest ono i oba kawałki się na nim znalazły – nieco przerobione, co prawda, ale nadal znakomite (jako że nie mogę się zdecydować, która wersja np. Sometimes we bite jest lepsza – molestuję je obie). Lumpen i ich nowy album „We will stand together”.
Długograj, na razie jedynie jako CD, wydany został w tym roku, przez wytwórnie z Italii i Niemiec, odpowiednio ‘KOB Records’ oraz ‘Fire and Flames Music’. Na dysku pomieszczono jedenaście kawałków, z których dwa, jak napisano, wydane zostały rok wcześniej jako singiel. Okładka albumu jest niezła, znacznie lepsza niż ta (mocno amatorska) z singla. Najważniejszą kwestią, rzucającą się w ucho, w porównaniu do poprzednich wydawnictw zespołu jest mocno zmieniony tembr głosu wokalisty. Postawili również na partie gitary prowadzącej jako dominantę całego albumu i przyniosło to znakomity efekt.
Płytę otwiera symboliczny w tytulaturze „Till the End”. I od razu otrzymujemy przepiękny, przeciągany, zagrany na wyższym stojeniu temat przewodni na gitarze (powtórzę: to znak rozpoznawczy całego długograja), następnie rolę główną przejmuje wokalista, także z chóralnym zaśpiewem w refrenie, podwyższonym w jednej partii. Bardzo bardzo udany utwór. I kolejny, czyli „United we’ll win”. Także tu otwarcie gitarą i ponownie bardzo melodyjny leitmotiv. Następnie ciekawie się dzieje na wokalach: prowadzącym i pobocznych, dodatkowo otrzymamy jeszcze piękny refren. Co by nie było tak różowo – mogłoby być nieco twardziej i agresywniej, ponieważ brzmieniem tego kawałka niebezpiecznie zbliżają się chłopaki do pop-rocka. Utwór charakteryzuje dość drastycznie zakończenie – cięcie, zresztą inne utwory też tak ucinają. Następne w kolejności to dwa znakomite songi. „Old Skinhead Crew” oraz „Spirit of 69’”. Pierwszy – dla przeciwwagi dla poprzedzającego – żwawy, mocno rock’n’rollowy. A że melodyjny – nie trzeba pisać, tany tany tany. „Yes, I wanna drink today, too”, naprawdę znakomicie. „Duch” i bum, najmocniej zagrany utwór na krążku. Agresywniejsze gitary, agresywniejszy wokal, energetyzujący działający na zmysły agresji refren, słucha się tego naprawdę dobrze. „Tonight”, i jeszcze raz pięknie wprowadzająca rock’n’rollowa gitara. Nieco bardziej skomplikowany melodycznie refren, potrzeba paru przesłuchań, by go ogarnąć w pełni, ale może być, niezgorszy. W zakończeniu chyba jedyne wyciszenie na całej płycie. „Stay with us” oraz „Sometimes we bite” znamy już z promującego singla. Wersje na omawianym CD to wersje na nowo zagrane, zmiksowanie – równie dobrze, dodam od razu. Nie podejmuję się oceny, czy wersje z singla, czy wersje z CD są lepsze; dla mnie obie są równie dobre, aczkolwiek nieco odmienne. Tymi czterema utworami, „Old Skinhead Crew”, „Spirit of 69”, „Stay with us” oraz „Sometimes we bite” Lumpowie weszli z drzwiami i futryną do pierwszej ligi street punka. „Street Heroes”, tym razem nieco inne wejście, bo chórem, następnie zagrany segment poboczny, by przejść do pięknego, przeciąganego, wielotonacyjnego refrenu. Nikt nie spodziewałby się takiego refrenu po takim wejściu, pełne zaskoczenie na plus. „One Chance”, w otwarciu mocniej podkreślona perkusja obok gitary, i po raz kolejny chłopaki zaskakują fenomenalnym refrenem. Tytułowy utwór, „We will stand together”, znalazł się na przedostatniej pozycji. Stylistyczne zaskoczenie po raz enty (nieprawdopodobnie to wszystko zrobili, jestem pod naprawdę dużym wrażeniem) – melancholijnie, powolnie, z pięknym chórem. Kończący album „Que sera, sera” mogli sobie kolesie z kolei darować. Chociaż doceniam jakość coveru, obecność na wokalu Jenny Woo i ogólnie jest to kawałek dobrze zagrany i zaśpiewany, to jednak chyba nie jest materiał na poważne granie. Myślę, że akurat w street punku trzeba mieć pewne rozeznanie, co można, a co nie wypada.
Nowy krążek Lumpen oceniam jako muzycznie doskonały. Wyrównany pod względem (wysokiego) poziomu, który ma niewiele słabych momentów („Que sera, sera” naturalnie pomijam), acz stylistycznie i kompozycyjnie zróżnicowany, co dodaje mu kolorytu. Kiedy można – otrzymujemy wręcz popowe w brzmieniu rockowe granie („United we’ll win”), ale kiedy trzeba, to chłopaki grają żwawo i energicznie jak na street punka przystało („Spirit of 69”), no tak – włoskie ‘szlagry’ są również obecne:( Omawiana pozycja prezentuje się jako dopracowana w każdym calu w odróżnieniu do pospiesznie wydawanych krążków innych zespołów. Teksty utworów są, można powiedzieć, dla street punka klasyczne, orbitują wokół tematów znanych i śpiewanych od dawna. Ale nie ma w tym nic złego – przypominania znaczenia i symboliki roku 1969 nigdy za wiele, dopóki leniwce, którym się nie chce spojrzeć choćby do Wikipedii, i zwyczajne głąby nadal będą szerzyć głupoty. Dla chłopaków z Cosenzy gratulacje za doskonałą robotę. Przyjemnie przesłuchać, jak bardzo rozwinęli się na przestrzeni kilku lat. Kolejny obowiązkowy długograj – jak tylko się ukaże, ponieważ na razie mamy tylko CD – do zakupienia (inflacja FCK!).