Podtrzymuję wyrażone w jednej z wcześniejszych blogowych recenzji zdanie, iż nowojorscy 45 Adapters w swojej dwunastoletniej drodze twórczej nieustannie próbują wynaleźć Oi!, a może lepiej: street rocka na nowo. Co zrozumiałe, raz wychodzi im to lepiej, raz gorzej – tak to po prostu w muzyce jest, jednak jednej rzeczy nie można im odmówić. To jest oryginalnego, niepowtarzalnego brzmienia i stylu, właściwego dla ich dorobku (niemal) od samego początku. Piszę tu o fantastycznym miksie klasycznego punka, surowego brytyjskiego Oi! lat 70-tych, wpływów SKA, może nawet muzyki Modsów. Na to wszystko nakłada się jeszcze charakterystyczny wokal, ciekawe brzmienie gitary i przepis na dobrą muzę mamy gotowy. Jednak zwłaszcza w ostatnim czasie, bardzo wyraźnie na w tej chwili omawianym przedsięwzięciu, doszedł do głosu jeszcze jeden ciekawy zabieg: aplikacja dynamicznych, skróconych, nieco szarpanych akordów. A jest to taki chwyt, który potrafi przynieść (i w przypadku Adaptersów przynosi) fantastyczne rezultaty. Kończąc wstęp, w Europie poznano ich zasługą chłopaków z ‘Contra Records’ z Würzen (staroserbskołużycki Worcyn) oraz przez split ze „Stomper 98” (2011); ostatnie dwie EP-ki wydali już w ‘Pirates Press Records’.
Jako dobrą muzę określić należy nową pozycję w dorobku Adaptersów, tzn. kolejnego winylowego karaczana w ich kolekcji pt. „Now or Never”. Kolejnego, ponieważ zdają się oni podążać drogą The Old Firm Casuals i promują swoje dokonania przede wszystkim poprzez single, „dziesiony” i insze nienormatywy (z TOFC łączy ich jeszcze zamiłowanie do kolekcji Freda Perry’ego). Dodam, iż sami określają się mianem fetyszystów winyla (nazwa w końcu zobowiązuje) i jest to prawda, i jest to fakt, jako że – o ile się nie mylę – tylko „Collected Works Vol. 1” (2012) i „Patriots not Fools” (2015) ukazały się oprócz winyla także w wersji CD. Cała reszta to pełnokrwiste, acz krótkie grające deski, jak by inaczej – w standardzie 45 rpm. Omawiany winyl, jednostronny, jest na dokładkę jakąś nowością techniczną, mianowicie został wytłoczony cyfrowo (kurka, jak to się robi?) na przeźroczystym winylu, co sprawia wrażenie, jakby był ze szkła.
Omawiany średniograj zawiera sześć utworów. Zatem złośliwie rzec można, iż Adaptersi wyrównali tym samym swój rekord w liczbie utworów umieszczonych na jednym nośniku (pomijam kompilacyjną „Collected Work Vol. 1”), dotychczasowy należał do „Patriots not Fools”. Dwa kawałki z nowego wydawnictwa odnaleźć można na wydanych przez Piratów ubiegłorocznych kompilacjach, odpowiednio „Now or Never“ na „For Family and Flag, Volume 1”, natomiast „Friendship” wpasował się w „Oi! This is Streetpunk 2020”. Od razu napiszę, że to obok zamykającego „Broken Man” najlepsze kawałki. Wszystkie trzy są mocno rytmiczne, podrygujące, lokują się blisko bardzo dobrych, wręcz legendarnych dwóch utworów z wcześniejszych wydawnictw, tj. „Fred Perry Fanatic” oraz „Vinyl Fetishists”. Krótko o kolejnych songach. „Ready Blood” wprawdzie niezgorszy, jednak zabrakło nieco pomysłu, analogicznie ocenić przychodzi „Let’s Play” oraz „Shabby”. Abyśmy się jednak rozumieli, to w dalszym ciągu znakomite, pomysłowe, niestandardowe granie, sprawdzające się zwłaszcza w atmosferze mocno- lub średniomelanżowej.
Wszystkie utwory na „Now or Never” utrzymane są konsekwentnie w jednolitej tonacji i stylistyce, w czym nowy krążek odróżnia się od wcześniejszych. W ten sposób potwierdzony zostaje konsekwentny rozwój grupy oraz – jak sądzę – przemyślany plan na przyszłość. Niepowtarzalny, jak dotąd, pomysł na nowy styl grania powoduje, iż nie będzie dużym błędem, jeśli określimy Adaptersów mianem jednego z najciekawszych i najoryginalniejszych zjawisk współczesnego street punka.