Krew krąży jakby szybciej (Gimp Fist, Blood, 2019, Sunny Bastards)

No proszę, dwa lata i Angole z Gimp Fist (GF) wydali kolejnego, siódmego długograja („Blood”, 2019). Naturalnie, bo to zwyczajne dla GF, pomiędzy poprzednim albumem, „Never give up on you”, a „Blood” ukazały się jeszcze single: „Better off dead” (2018, 2 kawałki) oraz „Heroes are forever” wspólnie z Dedo Podre (2019, jeden). Zatem – regularność publikowania godna odnotowania. Niemniej każdemu, kto orientuje się, jak trudno wymyśleć w dniu dzisiejszym dobry, lub lepiej: nienaśladowczy kawałek, musi się w tym aspekcie nasunąć zasadnicze pytanie: czy szybko aby nie oznacza słabo? Bo przecież w ciągu czterech lat chłopaki nagrali 52 (!!!) kawałki… Myślę, że znajdziemy sporo przykładów na to, że kto się spieszy, ten wydaje kiepskie albumy. Nie sięgając daleko… Mamy tu w Syrenim Grodzie takich jednych, street punkowe Trojany, panie. Ani to wygląda, ani gra, najebali utworów sto tysięcy, nawet na San Domingo się wybrali, a żadnego kawałka, który mógłbym ponucić przy goleniu (pach i pachwin, ma się – aliteracyjnie pach pach – rozumieć). Cock Sparrer wydają ostatnio jeden album na dekadę, ale jak już wydadzą, to pozamiatane: albumy roku.

Zatem, czy w przypadku GF szybko oznacza słabo? Nie, jednoznacznie nie, lecz napisać w tej chwili mogę w zasadzie dokładnie to samo, co przy recenzji ich poprzedniego albumu (stąd i przedłożona recenzja króciuchna). Powtórzę tedy: muza bardzo dobra, na poziomie nieosiągalnym dla większości współczesnych zespołów, niemniej ponownie bez wyraźnego superhitu, do których nas GF przyzwyczaili. Na „Blood” odnajdziemy dwa, no może trzy ciekawsze kawałki. Reszta (z szesnastu ogółem, 44 min.) to songi dobre, jednak bez tego czegoś, czyli podsumowując: „bez rozczarowania, ale grali już lepiej”. Z tych ciekawszych to na pewno spokojniejszy tytułowy „Blood”, dalej szybki, agresywny, piękny „Nothing”, podobnie – moim zdaniem najlepszy na krążku – „The Fight in you”, i jeszcze „Cut the Cord”, no może i „Kickstart”, aaa i jeszcze super melodyjny „Turn the Screw”. Zwłaszcza przy tych przyspieszonych kawałkach krew każdego łysego miłośnika ciężkich brzmień musi krążyć szybciej. No i tym sposobem z dwu, trzech ciekawszych kawałków zrobiło mi się sześć (no, ale jak ktoś ma słabość do GF, to inaczej nie da rady).

Co jeszcze? Na podkreślenie zasługuje ogólnie agresywniejsza linia melodyjna całego albumu w porównaniu do poprzednich wydawnictw. Nie ma na nowej płycie także kończącego album „tasiemca” w rodzaju „Back on my Feet” lub „Never give up on you”. Na „Blood” GF pograli szybciej, także nieco ciężej, ale nadal melodyjnie. I z tym przyspieszonym tempem to chyba dobrze, w tym są najciekawsi. Po przesłuchaniu „Blood” podtrzymuję przekonanie, że wszystkie albumy GF to obowiązkowa lektura słuchowa dla wyznawców Punk & Oi!. Piękna kolorystycznie okładka również spore robi wrażenie. Z pewnością ozdobi każdą kolekcję „łysych” winyli.