Toruń to piękne miasto. Co ważne, dobrze skomunikowane (A1 i krajowa 10), także dojazd do miasta pierników praktyczne z każdej strony jest bezproblemowy. Także dla gości zza południowej granicy, którzy na zawodach hulajnogowych (I Runda Euro Cup 2023, Mistrzostwa Polski) stawili się wcale licznie.
Wybrałem się do Torunia w piątek z samego rana, szkoda przeca tracić czas. Przejazd bez napinki, w końcu spieszyć się będę na zawodach. Camping ‘Tramp’ – tylko superlatywy, nieźle położony, niedawno gruntownie odnowiony, domki (mniejsze i większe), miejsca dla kamperów, pole namiotowe, sanitariaty w wersji de luxe, letnia kuchnia, miejsca na ognisko. Na terenie campingu także restauracja, gdzie można zamówić posiłki lub uzupełnić płyny. Na campingu pojawili się bracia Czesi oraz polska załoga. Z powodu napiętego harmonogramu nie udało się niestety rozegrać mistrzostw campingu, ale to nadrobimy następnym razem 🙂 Zwycięzca dostanie trzy szyszki, drugi dwie, a trzeci jedną.
W obu wyścigach, sobotnim i niedzielnym, startowałem z numerem 107 (bardzo fajne dostaję ostatnio te numery). W sobotę, 13 maja, wyścig na 25 km. Frekwencja nieco ponad 20 osób. Antycypując: Czesi rozegrali swoje zawody, próbował pokrzyżować im szyki Dominik, reszta polskiej reprezentacji skoncentrowała się na Mistrzostwach Polski. Pięć rund po 2,5 km tak i z powrotem (= runda ca 5 km), po ścieżce rowerowej, nawierzchnia dobra, jedynie parę średnich krawężników. Po starcie w tamtą stronę z górki i pod wiatr, z powrotem po nawrotce (drzewo na środku DDR-u) pod górkę i pod wiatr. Miało to znaczenie. Kulała nieco organizacja, począwszy od zapisów, które zaczęły się z opóźnieniem godziny i 15 min. (tak, że mocno musiałem pedałować na Osiołku, by zdążyć dojechać na start na szybkopomykaczu z campingu). Również zabezpieczenie trasy było niewystarczające – pod koniec czwartej pętli samochód zajechał mi drogę, przez co musiałem wyhamować do zera i już Marcina (vel Dextera) na piątej rundzie nie dogoniłem (pięknie pojechał tę piątą rundę, jestem pod wrażeniem). Przebieg zawodów był niejako klasyczny dla wyścigów hulajnogowych – Czesi, młodsi i ci na hulajnogach z kołami dwa razy po 28’’ wyrwali do przodu, a reszta (wszyscy Polacy oprócz Dominika, starsi i ci na „małych” hulajnogach) jechała swoje. Układ trasy determinował również moją jazdę – z powrotem, czyli pod górkę i pod wiatr dochodziłem do jadących bezpośrednio przede mną, skracałem również dystans do prowadzących, natomiast wszystko to traciłem na odcinku tam. Wynika to w prostej linii z własności jezdnych hulajnóg z małym i dużym kołem z tyłu. Te drugie na prostej i z górki jadą 2-3 km/h szybciej. Odzwierciedliło się również w czasach, pierwsza trójka pojechała ze średnią grubo ponad 27 km/h, ja prawie 25 km/h. Nieco inaczej wygląda sprawa w jeździe pod górkę (jeszcze lepiej pod porządną górę) i pod wiatr, gdzie kwestia dużego koła z tyłu traci na znaczeniu. Rozstrzygające znaczenie wówczas mają nogi, VO2 max i wyrobiona baza wytrzymałościowa, kilka procent przypada na wagę – zawodnika i hulajnogi (im lżejsza, tym lepiej). W wyścigu na dłuższym dystansie, 25 km to raczej dystans średni (osobiście wolę dystans klasycznego maratonu), ważna jest również taktyka. Kto za mocno zacznie, ten spuchnie. Przejechałem dlatego bardzo równo cały dystans, nawiązać walki z Czechami, nawet z tymi ze zbliżonej kategorii wiekowej, na tym dystansie i na hulajnodze z małym kołem z tyłu, nie było sposobu. Starczyło akurat na trzecie miejsce w Mistrzostwach Polski. Z Polaków pierwszy był Dominik, drugi Marcin (młode szczupaki, obaj razem ważą tyle co ja) – gratulacje!
Następnego dnia w niedzielę, 14 maja, wyścig krótki, na dziesięć kilometrów. Trasa atestowana przez PZLA (po nas biegli biegacze), choć i tu nie obyło się bez małych problemów (w parku pełno ludzi, chłopaków skierowali porządkowi nie w tę stronę co trzeba, ja bez mała wylądowałbym w barierkach, przez piasek na jednym z końcowych zakrętów wyłożyli się Patrik i Radek, pozbierali się szybko, nic się na szczęście nie stało). Przejeżdżaliśmy przez stadion żużlowy, park, ścieżki rowerowe, ulice i bulwary, dwieście metrów rodem z Paryż-Roubaix, trochę pod górę i trochę z górki – dla każdego coś pasownego. Nieco ludzi na poboczu wytrzeszczających na nas oczy jak na kosmitów. Wyścig hulajnóg zapowiedziany został przez moderatora, na propozycję Adama, jako wyścig ‘bezpedalców’. Przebieg – identyczny jak w sobotę. Czesi z przodu, Dominik próbował coś ugrać, reszta Polaków z tyłu. Na 10 km nie ma już co taktyzować, full gaz od początku do końca, kto wytrzyma, ten będzie wysoko, a kto nie wytrzyma – ten strzeli. Po jakimś czasie jechaliśmy dlatego już z Marcinem we dwóch i znowu mnie na samym końcu ogolił 🙂 Także znowu trzecie miejsce w Mistrzostwach Polski na krótkim dystansie. Na dekoracji obwieszony byłem jak choinka, miałem dwa pucharki dla drugiego vicemistrza Polski, medal za ukończenie Run Toruń i camelbaka (dzięki Dominik za zorganizowanie fantów). W pakiecie startowym, oprócz wody i jakiejś energetycznej mordoklejki, dostaliśmy żel do ząbków ‘Czary Mary’ dla dzieci od dwóch do sześciu lat firmy ‘Ziajka’. Oczywiście, że się nim wszyscy od razu wysmarowaliśmy, co by nam się w czasie wyścigów i dekoracji kły świeciły.
Pierwsza akcja propagująca w Polsce hulajnogi szosowe jako sprzęt wyścigowy i rekreacyjny za nami. Ogólnie koło trzydziestu osób wzięło udział, z czego niemal dwie dziesiątki Czechów. Podziękowania dla braci Czechów za stawiennictwo i znakomite wyniki (jak się uczyć, to od najlepszych), dla uczestników, zwycięzców, Dominika za organizację (musiał chłop zainwestować kupę czasu w przygotowanie tego wszystkiego). Pogoda dopisała, dzięki za towarzystwo na campingu. Ktoś trafnie określił, że HULAJNOGA TO STAN UMYSŁU, zgadzam się w całej rozciągłości!
Za dwa tygodnie Rollo Liga w Rymařovie, wyścig długi i następnego dnia jedna z niewielu hulajnogowych czasówek pod górę (Patrik mówił, że nie za bardzo się kwapią ludziska do takiej męczarni). Ja tam się męczyć lubię, jak tylko dopisze pogoda, to zbieram manele, szybkopomykacza i sprawdzę się pod górkę. Co prawda trochę za krótka ta górka jak dla mnie, żeby chociaż tak z 10 km było. Profil długiego wyścigu, tam pod górkę, z powrotem z górki antycypuje powtórkę z Torunia – dochodzenie i wyprzedzanie pod górę i strata przewagi na zjeździe. Dopóki nie będzie lepszej kolobrndy, to tak właśnie będzie. Amen.
PS. Właśnie doszła do mnie smutna wiadomość, że czerwcowy Europamarathon w Görlitz, impreza, na której zawsze pojawiały się hulajnogi, został odwołany dla hulajnóg, rolek, rowerów. Oficjalnym powodem – zbyt mała liczba zgłoszonych uczestników. No cóż…