„Skinhead Skinhead Antiracist // Skinhead Skinhead no Compromise // Skinhead Skinhead Nonconformist // Skinhead Skinhead Antifascist Oi!“. A któż to tak pięknie, mądrze i z przekonaniem wykrzykuje? Ano kapela niejako z automatu bliska mojemu sercu, bo i z miasta mi nieobojętnego. Scena muzyczna Lipska, jak zwykle myślę o street rocku (punk, Oi!), przeżywa od jakiegoś czasu boom. To znaczy tej kolorowej części Lipska, położonej na południe od Hauptbahnhofu, bo północ odziewa się w barwy brunatne. Nie tak znowu dawno, rok i dwa tygodnie temu, gościły przeca u nas w Syrenim Grodzie dwie młode stażem kapele stamtąd (The Spartanics, Sharp Cut). Prawilne ideologicznie i całkiem całkiem muzycznie, na pewno warto ich posłuchać. Natomiast teraz dostałem w końcu w swoje łapki debiut kolejnej grupy z miasta, które posiada więcej mostów, mostków i kładek niż Wenecja (o czym się mało mówi). Fontanelle, w pięcioosobowym składzie, powstali tak jakoś w 2016 r. Wywodzą się, podobnie jak obie wymienione grupy, z kręgu lipskich RASH (Red and Anarchist Skinheads). Czyli posiadają rodowód taki, jaki powinien być. Deklarują się dodatkowo jako fani BSG Chemie Leipzig, suponując przy okazji, że jedyną możliwością dla lipskiego skinheada jest właśnie kibicowanie Chemie. Przy całym szacunku – jest jeszcze grający parę klas niżej Roter Stern Leipzig, klub ideologicznie znacznie bardziej wyrazistszy. Poza tym i niezależnie od tego, czy to się komuś podoba czy nie, najbardziej lipskim z lipskich zespołów piłkarskich był i pozostanie VfB Leipzig (dziś 1. FC Lokomotive Leipzig). Że po przekształceniach poprzewrotowych zawłaszczony został przez faszystów (rywalizujących ochoczo z jeszcze większymi naziolami z Dynama Drezno) to osobna sprawa, ale być może należy próbować z tym walczyć, a nie wybierać sobie jakiś słabszy klub, by na siłę zrobić zeń klub awangardowo-subkulturowy. Przykładu, raczej negatywnego, dostarcza casus praskiego Bohemiansu, u nas próbowano coś takiego zrobić z warszawską Polonią (z wydatną pomocą, także finansową, znanej gazety z czerwonym kwadratem jako logo). Takie postępowanie i takie próby to pójście na łatwiznę. Pewne rzeczy trzeba wypracować od podstaw, wywalczyć, a niekiedy i dostać – w słusznej sprawie – po ryju; przyświecający wszystkim subkulturowym fanom futbolu wzorcowy przypadek FC Sankt Pauli to jednak całkiem inna rzeczywistość.
Z powrotem do muzyki. Ogólny, jeszcze niewielki, dorobek Fontanelle, na który składa się głównie recenzowany średniograj (wszystkiego raptem 28 min.) i ze dwa inne kawałki, scharakteryzować można następująco. Muzycznie to debiut udany, zważywszy, że to debiut. Naturalnie, do paru rzeczy można, a nawet trzeba się przyczepić. Choćby do nie dość dobrze rozgraniczonych linii przewodnich i pobocznych, przez co w niektórych momentach dźwięk zlewa się w jeden łomot. A propos: także jakość dźwięku pozostawia wiele do życzenia. Nie za bardzo znany „Riot Bike Records“, antyfaszystowski label wydawniczy, który wydał przedmiot recenzji w 500 egzemplarzach, z czego symbolicznych 161 jest w kolorze czerwonym, musi jeszcze dopracować parę rzeczy. Chłopaki z Fontanelle winni także popracować nieco nad jakością partii głosowych. Wokal prezentuje się jako wielce charakterystyczny, niepodrabialny i moim zdaniem perfekcyjnie pasuje do brzmienia Fontanelle (nowy kawałek „Oi! gegen Oi!“, który ukazał się w tym roku na składance lipskich RASH-ów „Rock Against Repression“ został już podobno nagrany z nowym wokalistą). Przewodni wokal uzupełniają chórki i to jest również bardzo dobrze, z tym, że wspólnie zaśpiewane partie muszą lepiej współbrzmieć. Niezależnie od tych niedostatków, muzyka Fontanelle to piękny melodyjny Oi! w Mid-tempie, z nieco obniżonym brzmieniem. Na albumie znajdziemy parę naprawdę dobrych kawałków. Choćby otwierający „Noie Eindrücke”, dedykowany tym, którzy poszukują mocnych wrażeń. Ciekawy muzycznie, z uroczym przesłaniem: kiedy spotkasz jakiegoś Nazi-Drecka, zrób tak „Greif dir ‚nen schönen schweren Stein // dann dell’ die hohle Birne ein“. Niezły jest „Unser Kiez”, o Antifie, także „Class War” – bardzo dobry muzycznie, z pięknym refrenem, tekstowo również przemawiający. Podobnie jak melodyjne „Wutbürger” i „Wenn du fällst”, pięknie i umiejętnie przyspieszony w refrenie, następnie spowalniany „Verläbbert”, jak i najlepszy na płycie „Skinhead Antifascist”. Pozostałe trzy kawałki muzycznie bez większej historii. „Loitzsch” poświęcony został łysolom w kręgach kibicowskich BSG Chemie. W związku z tym naszła mnie taka refleksja, że zasadniczo nie znam udanego, poświęconemu futbolowi kawałka w wykonaniu street rockowych zespołów, który by mnie w pełni (muzycznie, bo tekstowo są wszystkie takie same) przekonał. Może niech subkultury muzyczne trzymają się muzyki, pozostawiając piłkę innym zapaleńcom.
Teksty traktują o tym, o czym winien śpiewać zaangażowany skinheadski zespół (nie ma czegoś takiego, jak postawa neutralna; jeśli jesteś świadkiem rasistowskiego incydentu w tramwaju to albo reagujesz [stajesz się antyrasistą], albo odwracasz wzrok [stajesz się współrasistą]). Czyli są to antyfaszyzm, antyrasizm, Working Class, solidarność i przyjaźń.
No i osobny temat to okładka. Zdania w temacie jej udatności będą diametralnie podzielone, udatności zarówno w płaszczyźnie graficznej, jak i ideologicznej. Jedni uznają ją za mocno naiwną, prymitywną i ogólnie cienką, inni będą zachwyceni. Napiszę tak: graficznie i artystycznie jest faktycznie nieciekawie, ideologicznie jest natomiast ciekawie. Graficznie to równie naiwno-patetyczne przesłanie jak w przypadku choćby francuskiej Kroski, gdzie Guerrier-Trojan broni świata przed nazi-wilkami. Natomiast ideologicznie… Warto w tym momencie poczynić dygresję, tak, by trafić w końcu do pustych łebków z obu stron barykady. Tak jest, antyfaszystowski Oi! wstaje z grobu (również w nadwiślańskim kraju). Pomału, zbyt wolno, ale konsekwentnie – to fakt. I myślę, że w swoim życiu doczekam jeszcze chwili, kiedy skinhead nie będzie z automatu uważany za rasistę, faszystę i pustogłowie. Losy subkultury Skinheads to najbardziej szokujący i zniekształcony przypadek w historii wszystkich subkultur muzycznych, o czym szacowne społeczeństwo raczy nie pamiętać. Subkultura, początkowo dogmatycznie antyrasistowska (nieco uogólniając: połowa skinheadów w Anglii z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych była przecież czarna, bo miała pochodzenie karaibskie), została w latach osiemdziesiątych w sposób najbardziej perfidny ukradziona i zawłaszczona – przy akceptacji większej części poszczególnych społeczeństw narodowych – przez idiotów i troglodytów ze stadionów w patriotycznych koszuleczkach. Następnie dogmatycznie sfaszyzowana, by w Europie Środkowej przyjąć formę najbardziej patologiczną z możliwych: nazistowsko-rasistowską. I tym samym na długi czas pogrzebana. W sprawie całkowitej rehabilitacji prymarnej idei ruchu Skinheads i jego oderwania od ducha rasistowsko-faszystowskiego nie mam, niestety, złudzeń. Powtórzyć mogę i w tym aspekcie: pewne rzeczy trzeba wypracować od podstaw, wywalczyć, a niekiedy i dostać po ryju. Jeśli jest to w słusznej sprawie to mniej boli:)