No no, cóż za zaskakująca i pozytywna informacja dobiegła z włoskiej Cosenzy. Ludzie trzymajta mnie, Lumpy nagrali nowego singielka. Po paru latach milczenia, tylko dwa co prawda utwory, ale przeca lepsze to niż nic. A kto wie, może to zapowiedź długograja…
Lumpen to zespół funkcjonujący od 1999 r., bardziej aktywne efekty działalności datują się natomiast na początek XXI wieku. Wtedy to bowiem, w 2004 r., ukazał się ich pierwszy album studyjny („In ogni caso nessun rimorso”), za to kolejny ujrzał półki dobrych sklepów muzycznych dopiero po jedenastu latach („Il nostro giorno verra”, 2015). Długa to przerwa, tak to jednak czasami bywa, życie często rozdaje karty inaczej niż byśmy sobie życzyli. Grali nieźle, zwłaszcza pierwsza część pierwszego albumu to kawał naprawdę porządnej street rockowej roboty, jeszcze z wydatnymi wpływami przyspieszonego punka, typowymi dla włoskiego Oi! tego okresu (por. choćby Vuoti a rendere). Drugi album jak dla mnie znacznie słabszy, ale ten tego panie, dało się i jego posłuchać. Przez te parę lat zaszły w grupie przetasowania personalne, niektórzy panowie weszli już w lata (oldskulowy outfit zaczyna się odznaczać coraz wyraźniej), być może dlatego też, na moje ucho, zmienił się – i to mocno – styl grania.
„Sometimes we bite” zawiera kawałek tytułowy na stronie A oraz „Stay with us” na stronie drugiej. I co by tu napisać? Może tylko tyle, że nowy singiel udał się chłopakom niebywale, to niecałe sześć minut zajefajnego grania, którego każdy wysłucha z wielką przyjemnością. Przede wszystkim tytułowy utwór jest fe-no-me-nal-ny. To street punk spod znaku starej szkoły, czyli najlepszy z możliwych. Przepięknie melodyjny, tak, jak to może być jedynie klasyczny Oi!, naturalnie w mid-tempie, naturalnie z chórkami, no jasne – nogi same podskakują (i inne członki też). Drugi także niezgorszy, utrzymany w podobnym stylu, może z nieco słabszą melodyką, jednak o lepszą niż na pierwszym utworze naprawdę trudno.
W tych dwóch kawałkach Lumpy wytrzymają każdą próbę porównania z dokonaniami pierwszej ligi klasycznego street punka (jeśli miałbym ich gdzieś zakontekstualizować, czego serdecznie nie znoszę, to gdzieś w okolicach nie wczesnego, nie współczesnego, ale średniego okresu twórczości Booze & Glory). Zatem warto sięgnąć po nowe ich wydawnictwo, choćby po to, by wyrobić sobie własne zdanie w tym temacie, do czego zachęcam
PS. Singiel Lumpów podoba mi się tak bardzo, że znowu zacząłem sobie przyśpiewywać za Mutaborem: „Ja, ich bin ein Lump, ich bin ein Lump, ich bin ein liederlicher Lump”.