Deutscher Tretroller Cup 2023 (Deutscher-Caravan-Verband Cup), Bad Klosterlausnitz (Serba), 30 kwiecień 2023

Pierwszy w tym roku poważniejszy sprawdzian formy. Runda Pucharu Niemiec w pobliżu turyńskiej Serby (z samej nazwy wiadomo, kto zakładał większość miejscowości w tej okolicy). Tabor założyłem na kampingu pięć kilometrów pod Jeną (polecam, kapitalnie położony w rozgałęzieniu Soławy), stąd dwadzieścia parę kilaków do miejsca startu. Wyjazd do Jeny w piątek, nie za wcześnie i nie za późno. Podróż bez przeszkód, ruch tam mały, niepotrzebny jedynie deszcz od Drezna, z którym – w mniejszym lub większym natężeniu – miałem do czynienia aż do soboty wieczór. W piątek na trening czasu zabrakło. Co by rozruszać nogę, pojechałem na składanym osiołku do Jeny na kebaba i baklavę. W sobotę rano mżyło i było mokro, zatem decyzja mogła być tylko jedna: jadę na zamczyska. Trening udało się zrobić późnym popołudniem. Pojechałem do Dornburga, by zobaczyć, czy trzy ciekawe budowle nadal stoją. Tak, stoją i nadal wyglądają obłędnie. Pohulajnożyłem jeszcze kawałek wzdłuż torów na Camburg. Po drodze trzy „sztywne” podjazdy, z nachyleniem w najbardziej stromym miejscu 16 % – akurat w sam raz rozgrzewka przed niedzielą. I zjazd na złamanie karku – przeżyłem.

W dzień startowy wyjazd do Bad Klosterlausnitz. Trochę za późno ruszyłem i towarzystwo straciło już nadzieję, że jedyny obcokrajowiec naprawdę się pojawi. Pojawił się, zameldował, otrzymał numer 11 (dobry numer, pod takim zamieszkuję w W-wie). Przywitał się z innymi uczestnikami, pogadali o sprzęcie i o planach zawodów w tym i przyszłym roku i trzeba było ruszać na miejsce startu.

Miejscem spotkania był parking przed przepięknym, historycznym i starym gościńcem ‚Zu den grauen Ziegenböcken‚ (na miejscu prastarego, pogańskiego uroczyska u jednego ze źródeł Wethau). Miejscem zawodów – dawny tor przygotowań olimpijskich kolarzy szosowych WISMUT-u Gera. W lesie, zatem osłonięty od wiatru, runda o długości niecałych 4 kilometrów, o kapitalnym, zróżnicowanym profilu. Najpierw z pół kilometra po (w miarę) płaskim, następnie ponad półtora kilometra pod górę, a dalej dwa kilometry w dół. Pod górę jeden mocno sztywny podjazd długości może 50-60 m., na którym stawiało człowieka dęba. Z góry natomiast to zjazd szaleńców, przez który też straciłem szansę na miejsce na podium. Takich kółek mieliśmy ukręcić siedem. Najpierw zrobiliśmy rundę testową i dobrze, że zrobiliśmy, bo bez niej, czyli bez uprzedniego zapoznania się z trasą, ktoś by mógł się dotkliwie potłuc. W skrócie – tak, jak piękne jest to miejsce (będzie to jedna z najfajniejszych tras w wyścigach hulajnóg szosowych – jak będzie), tak katastrofalna jest nawierzchnia. Przez tyle lat zaniedbań nawierzchnia popadła w totalną ruinę. Korzenie, ubytki asfaltu, wybrzuszenia – gałęzie i szyszki to akurat najmniejszy problem… Wszystko to spowodowało, że trudno było (mi) pojechać na maksa. Głównie na zjeździe. Szybkopomykacz ze swoim małym kołem z tyłu jest na ostrych zjazdach ekstremalnie niestabilny, na kiepskiej powierzchni problem się multiplikuje. Musiałem hamować, a wszyscy rajdowcy na jednośladach wiedzą, że kto hamuje, ten nie wygrywa. Jechałem w dół maks. 45 km/h, podczas kiedy trzech pierwszych pomykało grubo ponad 50 km/h. Nadrabiałem pod górę, ale funkcjonowało to do trzeciego okrążenia włącznie, od czwartego już strata, do dwóch prowadzących, była zbyt duża, by ją zniwelować. Co dla mnie ważne, pojechałem równo, każdą rundę nieco szybciej, starczyło to akurat na czwarte miejsce. Serba to ekstremalny test dla zawodnika i sprzętu. Po takiej nawierzchni niczego się już nie trzeba obawiać.

Przebieg zawodów wyglądał tak, że od trzeciej rundy coraz bardziej oddalało się dwóch młodych nygusów. Wspólnie mają tyle lat, co ja, i pewnie tyle samo ważą. Waga ultrapiórkowa, stąd i próg anaerobowy wysoki. Gonił ich Max, którego goniłem ja. Za nami pustka. Zwyciężył na finiszu o parę metrów Benedikt, co ciekawe startujący na pożyczonej hulajnodze, przed Joachimem. Trzecie miejsce dla ultraweterana i ikony sportu hulajnogowego w Niemczech – Maxa. Gratulacje dla medalistów! To była piękna robota! Mi przypadł zaszczyt oglądania tylnego koła Maxa, i to tylko pod górę, bo na zjeździe mi odjeżdżał. Wśród hulajnóg z małym kołem z tyłu byłem pierwszy, bo tylko ja z panów na takiej jechałem. W nagrodę dostałem dyplom, za który to gest pięknie dziękuję, jako że dyplomy uznania przyznawane są z reguły tylko trzem pierwszym.

Podsumowując: piękny, majówkowy wypad połączony z wyścigiem hulajnóg, mimo że pogoda nie dopisała – oprócz deszczu przeszkadzały nocne temperatury rzędu maks. + 2 stopni, co w letnim namiocie nie należało do przyjemności. Trasa w Bad Klosterlausnitz będzie, jak wspomniano, jedną z najciekawszych tras. Konieczny warunek – remont nawierzchni. Wtedy zacznie się jazda na całego. Wyścigi będą ciekawe, bo trasa jest mocno selektywna. Spokojnie pomieści i większą liczbę startujących. Z informacji od André wynika, że remont nawierzchni jest od dawna planowany i wysiłki na rzecz odnowienia historycznego miejsca zostały w ostatnim czasie zintensyfikowane. Byłoby to z wielką korzyścią nie tylko dla hulajnożystów, ponieważ trasa przyciągnie również kolarzy szosowych, dla rolkarzy chyba zbyt niebezpieczna.

Danke sehr, Freunde, für netten Empfang und fairen Wettkampf. Wir sehen uns bald, im nächsten Jahr, da eine große Revanche angesagt ist!