A co nam tam, przy takiej fajnej muzie pofi[c]kamy sobie, ile wlezie (Durstige Nachbarn, Fickt euch!, 2018)

Z takimi na przykład głosami to jest bardzo ciekawa sprawa. Ostatnio przedmiotem pożądania paru młotków, a nie, sorki to byli politycy – ale to chyba tożsame oznaczenia, były głosy wyborcze. Niekiedy nijak nie można dopasować głosu do instytucji go wydającej: wielkie jak tury chłopy piszczą dyszkantem, a niziołki ryczą barytonem lub basem. Albo choćby taki dubbing filmów, podkładane głosy dublerów w niczym nie przypominają głosów oryginałów (Polska to jeden z ostatnich bastionów w Europie, w których jeszcze czytają lektorzy, a ci to dopiero mają głosy, rozpoznawalne przez miliony, niepowtarzalne). Ogólnie głosy wedle kolokacji mogą być niskie lub wysokie, donośne lub słabe, podniesione, można je stracić lub nadwerężyć lub uwięzną w gardle; wedle frazeologii niektóre głosy wołają na puszczy, są stentorowe („co miedzianym głosem grzmiał jak pięćdziesięciu ludzi”); wedle prawdopodobieństwa życiowego są głosy rozsądku i nierozsądku, mądrodoradcze i głupiodoradcze (zwłaszcza bankowców i innych pseudospeców od wyciągania oszczędności), niektórzy zaś tłumaczą się z różnorakich występków tym, że słyszeli głosy. Ale mogą być też głosy o jeszcze szerszym zasięgu semantycznym jak choćby głosy generacji (jak dla mnie w prozie polskiej [polskojęzycznej] choćby M. Hłasko, J. Drzeżdżon) albo – zbliżam się do meritum – głosy konkretnej geo-kulturowej semiosfery.

Takim właśnie głosem, głosem konkretnej geo-kulturowej semiosfery, lub precyzyjniej: Oi!owym głosem Wschodu (Niemiec), są Durstige Nachbarn, którzy właśnie wydali nowego długograja. Spragnieni sąsiedzi to grupa stanowiąca współczesny symbol Oi! granego z terenów dawnego NRD-ówka, czyli aktualnie jednej z silniejszych pod względem dokonań artystycznych frakcji regionalnych na całym świecie. Dodam: pozostały symbol, bowiem po rozwiązaniu się Roimungstrupp (kapitalny pożegnalny album „Dezennium”) z etablowanych wyjadaczy pozostali na dobrą sprawę tylko oni i Volxsturm (może poprawniej: Volxsturm i oni); pomijam w tej chwili fantastyczną średnią i młodą generację Oi! z Ostlandów. W aspekcie światopoglądowym Sąsiedzi to antyspołeczni aroganci (deklarują się jako „Unverbesserlich”, „Dorn im Auge”, „frei von Kompromissen”), nie liczący się z niczym i nikim, wiecznie prowokujący. A to raz prawą stronę, innym razem stronę lewą, a to małomieszczan, a to weganów, wegetarian i Gemüsefetyszystów („Fleisch for life„). Okopali się na pozycjach asocjalnych kontestatorów i pozostają sobą – niezmienni i niewzruszeni, no i prawda, że chyba coraz bardziej się w swym antymainstreamie radykalizują, vide tytuł nowej płyty. Czy taka postawa nie zapędzi ich w kozi róg, z którego już nie będzie wyjścia bez straty wizerunku?, ano zobaczymy. Niedawno obchodzili jubileusz piętnastolecia istnienia, uświetniony dwudniowym, z limitowaną pulą biletów, koncertem w rodzinnym Barszczu (po dolno- i górnołużycku Baršć, niem. Forst), na którym publika wyłomotała nieprawdopodobne ilości piwska. Nieźle wyglądają, a propos: dwóch śpiewających, typowy znak Sąsiadów, ma głosy niczego sobie. I przy tym wszystkim pięknie grają, aczkolwiek ich propozycja nie jest łatwa w odbiorze. Grają niezwykle agresywnie (exemplum „Für euch”), co na plus, jednakowoż bardzo często ich kawałki to skomplikowane, wielopiętrowe kompozycje, wymagające osłuchania i kilkukrotnego przesłuchania (por. wiele kawałków z albumu „Ich oder Du” [2014]). Szczególnie udany w mym przekonaniu był album „Meinungsfreiheit” (2011), jak dla mnie jeden z lepszych Oi!-owych albumów w ogóle.

Nowa płyta Sąsiadów zapowiadana była już od dłuższego czasu. Nie mogłem się jej doczekać jak szkrab prezentów pod choinką. A tu pierwsze przesunięcie terminu, potem drugie, trzecie. Aż przestali podawać przewidziane daty emisji, aż straciłem nadzieję, że płyta się ukaże. Ale się ukazała, nareszcie. I co my tutaj mamy? Wszystko to, do czego nas Sąsiedzi przyzwyczaili. W warstwie muzycznej – utrzymanie wysokiego poziomu wraz z zaskakującymi zmianami tempa. W warstwie tekstowej – podostrzony ton wypowiedzi, przede wszystkim w kwestiach socjalnych.

O czym będą Sąsiedzi śpiewać, słychać już na otwierającym kawałku „Herzlich willkommen”, w którego intrze spikerka telewizyjna wprowadza nas do problemów dzisiejszego świata, pełnego wojen, agresji, napięcia. Jednocześnie kolejny utwór, „Das is Oi!”, zaznacza, że zespół jest daleko od uprawiania jakiejkolwiek polityki i polityczki. Wir machen kein Parteitag, sondern Oi! – wyśpiewują, a muzycznie są to Sąsiedzi w najlepszym wydaniu; może bez specjalnego jebnięcia, ale niepokojąco, niespokojnie. Odnośnie deklarowania, kto i jak długo będzie przyjacielem kogoś innego, byłbym ostrożny i doradzał wstrzymanie, ale jeśli na głównym wokalu w utworze „Freunde für’s Leben” pojawił się Stöbi z Martens Army/Haymaker, to coś chyba jest na rzeczy.  Rwany rytm, chórki, jakoś podejrzanie blisko się tu mają Sądziedzi do stylu Haymakerów. Skocznie, tanecznie, wygibasowo zabrzmieli w „Spass ist, wenn wir lachen”. Jasne influencje SKA, partie na saksofon, w tle brzdąkające butelki i głosy pijusów – wszystko to powoduje, iż w mojej ocenie jest to jeden z najlepszych kawałków na płycie. I dla odmiany: głęboko antyspołeczny w wymowie jest tekst kolejnego utworu „Köpfe müssen rollen”. Z jednej strony antykapitalistyczny, ukierunkowany przeciwko przybierającemu na sile zjawisku określonym jako „Diktatur der Wirtschaft” [dyktatura gospodarki], ze strony drugiej – w równym stopniu antyspołeczny, ponieważ nikt w tej sytuacji nie zadaje pytań, nie docieka, nie rozlicza. A kto zapłaci za to wszystko rachunek? Naturalnie, najubożsi, ja i ty; w tym zgadzam się z chłopakami w całej rozciągłości. W dzisiejszym modelu społeczeństwa, w stopniu zastraszająco szybkim upodabniającym się do wzorca zza wielkiej wody wielką funkcję w kształtowaniu rzeczywistości spełniają media. Jest w Reichu taki jeden dziennik (ma również u nas, w Czechach i na Bałkanach swój odpowiednik), który przekonuje, że za jego pomocą czytelnik wytworzy sobie własne zdanie. Trudno o większą perwersję, dlatego słusznie przypominają Nachbarzy w „Bild dir deine Meinung”, że o wolnych, niezależnych i niezaangażowanych mediach to możesz w dniu dzisiejszym zapomnieć. Szybko i melodyjnie zagrali w „Nein”, tytułowy kawałek jakoś nie zapadł mi głębiej w pamięć, natomiast chciałbym podkreślić wartość kolejnego – „Wenn wir könnten, wie wir wollten”. Wypieszczony muzycznie, z pięknym wyciszeniem, w warstwie tekstowej burzycielski i „anty”. Skierowany przeciwko wszelkim formom współczesnego ekstremizmu: ekstremistom we właściwym tego słowa znaczeniu, rasistom, zatem przeciwko prawej stronie, ale również przeciwko głupiutkiej i naiwnej Antifie („die dumme Antifa”). Zwraca uwagę problem całkowicie rozparcelowanych ideologicznie Niemiec, w których możliwość porozumienia jest praktycznie niemożliwa, ponieważ wszyscy się nienawidzą (nie przypomina wam to naszego podwórka?). Gdyby Sądziedzi mogli, tak, jak pragną – to wiecie chyba, co by się stało. W rakietę i wszystkich w kosmos. Rytmiczny, taneczny refren znamionuje „Unverbesserlich” (tak tak, chłopaki się już chyba nie zmienią), niezły jest i „Nimm das Leben nicht so Ernst”; za to bonusowy „Agression” mógłby być lepszy.

W ogólnym oglądzie nowy album Sąsiadów prezentuje się bardzo korzystnie, zresztą jak wszystkie ich dotychczasowe wydawnictwa. W całokształcie ich dorobku oceniłbym „Fickt euch!” jako nieco słabszy muzycznie niż „Meinungsfreiheit”, ale też ździebko lepszy od „Ich oder Du”. Najlepszy kawałek na pierwsze ucho to „Spass ist, wenn wir lachen”, głębszy, pełniejszy muzycznie wydaje mi się jednak „Wenn wir könnten, wie wir wollten”. I powtórzę – na nowej płycie znacznie poważniejszy, głębszy i ostrzejszy jest przekaz.