Bida z nędzą, panie, lub jeszcze inaczej: Mizeria ogólna. Pod ‚Arkadią‘ nikogo, na Starzyniaku nikogo, na Płochocińskiej nikogo, dalej też nikogo nie było – za wyjątkiem Irka. On przynajmniej nie odpuszcza. Pogoda ideał, jak na koniec grudnia naturalnie. Praktycznie sucho, słaby wiatr przedni jedynie na powrocie od mostu, nawet słoneczko przedzierało się przez chmury. Trudno przychodzi mi zrozumienie, jak można – kochając rower – nie wybrać się w taki dzień na przejażdżkę. W ogóle nie było kolarzy, dwóch gości minęło nas na Rolniczej jadąc w przeciwnym kierunku. A prognozy na jutro, podobnie jak na cały przyszły tydzień, ba, na cały styczeń są fatalne… No ale, jak kto chce. Jak się jedzie we dwóch, to się nie ciśnie. Tylko się gada, obgaduje, omawia nowości sprzętowe, relacjonuje wyścigi przełajowe (szosowcy mają przerwę) i snuje plany startowo-sprzętowe na nowy sezon. I tym właśnie się nader aktywnie przez całą przejażdżkę zajmowaliśmy. Jak by inaczej, ślepa komenda w blachosmrodzie by mnie na przejeździe rozjechała, ale jakoś się jeszcze wywinąłem.
ADRES
tome.masaz@gmail.com
LINGUA
🇩🇪 🇨🇿 🇭🇷 🇷🇸 🇲🇰