Zmiana czasu, zatem i zmiany na Rondzie. W tym sensie, że z tych, co jeżdżą w lato – i nie należą do starej gwardii – nie jeździ już nikt. Tak, jak w niedzielę, 5. listopada. Spod ‚Arkadii‘ ruszyłem sam, dopiero gdzieś za Płochocińską spotkałem Marcina 1., kawałek później dołączył Mirek. Stara gwardia umiera, ale się nie poddaje… Pogodę prognozowano z opadami, ale dopiero po godzinie 12.00. Naturalnie, złapało nas już przed 11.00 w połowie drogi do NDM, czyli dokładnie w połowie trasy, którą jeździmy w sezonie zimowym. Krótka narada, co robimy i jaka trasa powrotu pasuje każdemu najlepiej. Wyszło, że chłopaki przed mostem zawrócili, ja pojechałem dalej. Niby nie lało, ale dawno tak nie zmokłem. Zasadniczo deszcz na szosie przeszkadza, dopóki się z butów nie przeleje. A jak się już przeleje, to już wszystko jest obojętne.
PS. Buty suszyłem całe dwa dni.