23 lipiec

Idealna pogoda na rower. Nie za ciepło, nie za zimno. Wiało, ale to normalne. Towarzystwo na dojeździe znowu się nie spieszyło, ale zaraz za kreską zaczęły się cuda-dziwy. Jak towarzystwo ruszyło, to grzało pełną parą do NDM. Parę razy wpadła 5 z przodu, największa zarejestrowana prędkość to 56 km/h – tyle jeszcze w tym roku na Rondzie nie jechałem (fakt, jeżdżę mniej niż normalnie, poza tym wypadły soboty). Trzech nygusów chciało koniecznie rozerwać grupę i w końcu się im udało. Ktoś puścił koło, ktoś nie pojechał, reszta się oglądała na siebie. Jak przepchnąłem się na przód grupy, to było już za późno. Nawet się grupa utrzymała, pod koniec ktoś dał niezłą zmianę, ale sprawę ostetecznie wyjaśniły światła. Za światłami grupa już się wlekła, nie pomogłem już, bo mi spadł łańcuch. Powrót pod wiatr, ale forma jest, to się tego tak nie odczuwało.