Zlatá koloběžka Plzně 2023, Plzeň 24-25 czerwiec 2023

Jeden z rozdziałów fenomenalnej powieści Jaroslava Haška „Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války“ nosi tytuł „Slavný výprask“ (w kultowym tłumaczeniu P. Hulki-Laskowskiego jako „Przesławne lanie“) i odnosi się do sromotnego łomotu, jaki k.u.k. armia dostała od Rosjan. Dokładnie to samo mogę napisać o mej wyprawie na Pilzno. A priori: na 56 startujących w klasie mężczyzn (bez ultraweteranów, ścigających się z dziewczynami) zająłem miejsce 52 (co ciekawe, taki właśnie numer startowy przydzielono mi na rejestracji).

Jednak od początku. Wyjazd nastąpił w piątek rano, w miarę wcześnie, bo dojazd z W-wy do Pilzna jest kiepski. Albo jedzie się „dołem“, przez Ostravę, Brno, Pragę, bez gwarancji, że się nie utknie na amen na Highway číslo 1, albo inaczej – na D1, czyli na jednej z najbardziej korkujących się autostrad w EU. Albo „górą“, przez Görlitz, Děčín, Teplice, Most, Žatec. Trzecia możliwość, czyli Kłodzko, Náchod, Praga jest tylko dla tych, którzy do Czech jadą po raz pierwszy i nie wiedzą, co ich czeka (czecha?). Pojechałem rzecz jasna „górą”, droga trwa jednak znacznie dłużej (bez zwiedzania). Tabor rozbiłem na biwaku zwanym „Ostende“, gwarowo na Boleváku, bo położonym nad średniowiecznym stawem rybnym „Velký bolevecký rybník“. Do grupy tychże stawów należy również, częściowo już zarosły stawik, o prześlicznej nazwie „Vydymáček“ (niestety bez pola namiotowego). Bolevák to naprawdę super kamping, jest wszystko, co potrzeba (sanitariaty, kuchnia, restauracja), woda w stawie cieplutka i czysta, plaże dla tekstylnych i dla golasów. Na wyposażeniu kampingu ponadto: zając, banda nietoperzy i świetliki, których nie widziałem ze 35 lat. Położony na uboczu, lecz jeszcze w rozsądnej odległości od centrum. Zabrałem Osiołka, więc problem mnie zasadniczo nie dotyczył, ale można do centrum dojechać spod kampingu autobusem.

Tradycyjne, z bogatą hulajnogową historią, pilźnieńskie zawody trwają dwa dni. Odbywają się na tzw. cyklooválu klubu Rapid, czyli ponad kilometrowej, szerokiej na 8 do 9 m. wyasfaltowanej ulicy-torze dla rowerów. Całościowo płasko, z niewielkim jedynie wybrzuszeniem (13 m.) po przeciwnej stronie mety. W sobotę po południu miały być sprinty i sztafety. Do sprintów się nie zgłosiłem, bo sprinty to a) nie moja specjalność, b) może kiedyś, jak będzie lepsza hulajnoga. Okazało się jednak, że sprintów nie było. A to dlatego, że się wykrzaczyła technika pomiaru. Wobec tego pojechali kryterium na 12 km i sztafety. Sztafety są trzyosobowe, co oznacza, że wobec kontuzji Włodka mielibyśmy problem z Dominikiem, by złożyć polską sztafetę. Z sobotnich zawodów czeska regionalna telewizja nagrała materiał, który dostępny jest tu (https://www.ceskatelevize.cz/porady/10103510226-sport-v-regionech/223471290031022/).

W niedzielę odbywa się dlouhý závod, czyli w tym przypadku 27 kilaków (wyraźnie zaznacza się tendencja do skracania „długich wyścigów“, kiedyś „długo“ znaczyło, że jechało się maraton). Właściwe ściganie poprzedziły dwa kółka na cześć dwóch niedawno zmarłych wybitnych hulajnożystów, Davida i pięciokrotnego mistrza świata – Michala. Wyścig rozpoczął się klasycznymi dzwonami i poszło. To znaczy oni poszli, a jak od razu wylądowałem gdzieś na końcu. Na takim profilu, hulajnoga z małym kołem z tyłu nie ma czego szukać, nawet w kategorii weteranów. Nadrabiałem, i to całkiem sporo pod zmarszczkę, ale doganiali mnie na zjeździe i przeganiali na płaskim. I tak byłoby przez 24 kółka, gdyby nie to, że wyścig przerywany jest w momencie, kiedy zwycięzca (oczywiście, że Román) przejedzie cały dystans. Dołożyli mi 5 kółek, co należy bez ogródek nazwać całkowitą deklasacją, czyli Haškovskim „przesławnym laniem”. Honor uratowało mi to, że nie byłem ostatni, ani w weteranach, ani w generalce:) Było gorąco, dlatego wdzięczność dla kibiców wyposażonych w polewaczki z kompresorem. Nawet nie wiecie, jak to orzeźwia i dodaje sił.

To był przeuroczy wyjazd. Słabszy wprawdzie sportowo, ale lepiej już w tym roku nie będzie (por. niżej). Nie obyło się rzecz jasna bez wizyty w Prazdroju, gdzie hydratyzowałem się przed i po wyścigu. Obłędne piwko… Od covidu w całych Czechach jest słabo z jedzeniem, knajpy pozamykane, albo nie gotują. Pozostają markety, pizze i – jak kto odważny – kebcie.

Kolejny z rozdziałów powieści o dobrym wojaku Szwejku zatytułowany został przez Haška jako „Pokračování slavného výprasku“. Przekład Hulki-Laskowskiego, w brzmieniu „Po przesławnym laniu“, nie jest tu adekwatny, jako że w oryginale zaznaczony został moment ciągłości, czyli kontynuacji resp. dalszego ciągu przesławnego lania. A piszę o tym dlatego, że kontynuacją przesławnego lania będzie sierpniowa wyprawa do Lipníka, gdzie profil trasy jest jeszcze mniej sprzyjający dla hulajnogi z małym kołem niż w Pilźnie. Natomiast kulminacja przesławnego lania nastąpi we wrześniu w Konstantinkách, gdzie jedynymi górkami są nierówności nawierzchni.