Jako że zabalowawszy od czwartku do niedzieli, w poniedziałek obowiązkowe stawiennictwo w biurze, to i obawy były, czy aby forma nie uciekła całkowicie. We wtorek i środę treningi wypadły rano i wcale nie było tak źle. Rzecz jasna: nie cisnąłem, można sobie tylko zaszkodzić. Nie wiosennie w aspekcie pogody, ale można było jechać na szybkopomykaczu. Problem – na jutro zapowiadają śnieżycę i nie wiadomo, co będzie w piątek (bo że czwartek wypadnie z rozpiski treningowej to pewne jak w banku). W czwartek śnieżenia nam oszczędzono, ale co popadało, to popadało. Piątek nie zapowiadał się wcale lepiej, ale po 17.00 dało radę. Na wolnopomykaczu, omijając kałuże, tam pod wiatr – czyli gdzie ta wiosna? Na chwilę wpadła, ale potem znowu wybyła. Może wróci już jutro? Chyba się namyśliła, bo w sobotę było pięknie. Wybrałem się na długi dystans na szybkopomykaczu. Koncentracja na regularności odbicia, oddechu, jazda na średni puls 130 uderzeń, czyli 20-21 km/h. Jutro i w poniedziałek się chyba wybiorę na Rondo, bo dawno chłopaków nie widziałem. No to się w niedzielę wybrałem… Na wolnopomykacza, bo nad ranem popadało i na Kozę było zdecydowanie za mokro/ślisko. Ale jako że ludziska świętują, to DDR-y były całkowicie puste. Hulajnożyło się przeto przednie, problemy stwarzał jedynie wiatr, który wiał z przodu zarówno w drodze tam, jak i z powrotem. No, ale tak to już bywa. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
ADRES
tome.masaz@gmail.com
LINGUA
🇩🇪 🇨🇿 🇭🇷 🇷🇸 🇲🇰