12 luty

W sobotę i niedzielę nie jechałem, bo mnie w grodzie Warsa i Sawy zabrakło (wołał nadszprewiański gród, co w nim swój barłóg miał [nie jeden] niedźwiedź). Ale z tego, co widziałem w niedzielę wieczorem, to jechać by się i tak nie dało, ani na Rondzie, ani na hulajnodze. W poniedziałek po południu wyruszyłem jednak na rekonesans. O dziwo, byłem bardzo przyjemnie zaskoczony – DDR-y, te najbardziej uczęszczane, odśnieżone i praktycznie już suche. Na Bulwarach nieco czystego lodu, także trzeba było ostrożnie. Ale się dało! A to najważniejsze. Pogoda rządzi i dzieli. We wtorek tam gdzie w poniedziałek nie było lodu – był, a tam gdzie był – nie było. Trzeba było zachować czujność, bo inaczej rym cym cym. Ale ogólnie przejezdność coraz lepsza, fragmentami można było pomykać, ile natura dała. Może zima już by nie wracała? W czwartek rano pod wiatr tam. Niby taki niepozorny, ale przytrzymywał odpowiednio. Minus 5 stopni, myślałem, że nikogo na DDR-ach nie będzie, ale gdzie tam. Bractwo rowerowe, i męskie, i żeńskie, jest twarde i taką temperaturą się go nie odstraszy. Zapowiadają ocieplenie, to się reszta towarzystwa przebudzi z zimowego snu. W sobotę się zaczęła na dobre odwilż, z Ronda nic nie wyszło. Pohulajnożyłem w tempie wolniejszym niż zwykle, bo jutro chyba też się nie da jechać na Rondzie, a cały przyszły tydzień zapowiadają bezdeszczowy. Więc będzie hulajnożenie od poniedziałku do piątku, zatem co by nie przesadzić, dziś było wolniej. Wpasowałem się idealnie w bezdeszczowe okno – piętnaście minut po powrocie, zaczęło padać.