20 styczeń

Poniedziałkowy trening wypadł po południu. Po to się jeździ w niesprzyjających warunkach pogodowych, po to się człowiek uświni jako práse, po to się uprawia weekendowe gonitwy na Rondzie, by raz na jakiś czas pohulajnożyć tak, jak dziś. Niespodziewana lub spodziewana superkompensacja spowodowała, że noga śmigała aż miło, wyregulowany oddech, prawie idealnie technicznie. Do tego rzadki południowo-wschodni wiatr, który nie przeszkadzał. Perfetto! Takiego czasu przejazdu na wolnopomykaczu, to by się i kolega szybkopomykacz nie powstydził. Zapowiadają jednak załamanie pogody od środy, pewnie znowu trzeba będzie budować formę. Pierwsza w tym roku, niezaplanowana, superkompensacja stała się faktem dokonanym. Kolejny przejazd, wtorek popołudniu, w bardzo dobrym tempie, praktycznie bezbłędny technicznie przy sporych rezerwach. Czas o minutę słabszy niż wczoraj, ale akurat minutę zajęło mi op… blachosmrodziarzy blokujących DDR-y. Niektórzy się niestety nie nauczą. Prognozy zmieniają się z godziny na godzinę – według najnowszej w środę ma padać nie śnieg, ale deszcz i to wcale nie tak intensywnie. Zobaczymy. No to oczywiście na przekór prognozom w środę solidnie popadało, także wolnopomykacz miał dzień wolny. W czwartek przed południem zdążyło już przeschnąć, także się specjalnie nie ubłociłem. Dzień przerwy i już zmieniona charakterystyka jazdy. Wydolnościowo dalej top, ale noga już nie chodziła tak lekko i technicznie jak w poniedziałek/wtorek. Szybciutko jeszcze przyhulajnożyłem w piątunio, bo na sobotę zapowiadają śnieżny kataklizm, pewnie nie będzie ani Ronda, ani hulajnogi. Dziś na środku przejścia przy Zoo dzieliło mnie 30 cm od inwalidztwa. Zachodzę w głowę, w jaki sposób uchowali się jeszcze w dzisiejszych czasach tacy debile za kierownicą? Jeszcze typ odwraca głowę i udaje, że nie wie, co się stało.