30 grudzień

Zima ustąpiła, dało się hulajnożyć. W tym tygodniu wypadło triduum wietrzno-dżdżyste. We wtorek, w czasie popołudniowej jazda, wiało najmocniej. Na szczęście z zachodu, zatem wiatrzysko aż tak bardzo nie przeszkadzało. Popadywało, chwilami nawet intensywnie. Sportowców w taką pogodę praktycznie brak. Szkoda też, że blachosmrodziarze nie zostają w domach. Idiota w swojej puszce przy ZOO myślał o niebieskich migdałach. Na środku przejścia musiałem dać po heblach tak, że tylne koło poszło na metr w górę (efekt uboczny małego koła z tyłu, 28‘’ z tyłu tak się nie zachowuje). Dedykowana wiązanka gwarą warsiawską i może się debil czegoś nauczy na przyszłość (jestem w tym aspekcie jednak pesymistą). W środę jazda wypadła również po południu. Tym razem wiało bardziej z południa, dlatego wyszła z tego wszystkiego bardzo fajna przejażdżka z wiatrem w plecy na powrocie. Oczywiście popadywało, naturalnie wszystko od razu do prania. W czwartek przed południem z nieba spadały jedynie pojedyncze krople, natomiast wiatr ustalił się na kierunku zachodnio-południowym. Po wymuszonej przerwie noga nieco podmęczona, stąd na piątek zaordynuję sobie odpoczynek, bo – kto wie – może w weekend będzie Rondo (ole! ole!).