3 grudzień

W poniedziałek nadal mokrawo. Stąd decyzja mogła być tylko jedna: wolnopomykacz. Silny wiatr w tamtą, powrót z wiatrem – malina. Z uwagi na pogodę DDR-y były całkowicie puste. Środa i czwartek to czas dyskusji z szybkopomykaczem. Marudził, że zimno, że się ubłoci itd. Ale na koniec dał się przekonać a po powrocie był z siebie dumny wielce. To były dwa bliźniacze przejazdy ze ślepymi lub półślepymi kierowcami. To że nie zwracają uwagi na przejazdach na rowerzystów, to wszyscy jeżdżący na rowerach wiedzą. Teraz dochodzą do tego zaparowane, ubłocone lub zamarznięte szyby, więc nie widzą już w ogóle nic. Masakra. W sobotę zaczęło śnieżyć i z Ronda nici. No to cyk, na wolnopomykacza. Ubłociliśmy się jak trzeba, ale ubrania można uprać, a zaprzepaszczonego treningu tak łatwo się w zimę nie odrobi. Było ślisko, noga się ślizgała i nie było odbicia. 20 na liczniku pojawiło się tylko na zjazdach, po równym 18-19 km/h.