26 listopad

W poniedziałek – rano. Wcześniej jeszcze zjawisko, które nazywam syndromem pierwszego przymrozku i z którym spotkałem się już wiele razy. Po prostu, z opony, już to w rowerze, już to w hulajnodze schodzi całkiem powietrze. Nawet, jak maszyna stoi w garażu. Nie jest to dziurawa dętka, nie jest to problem z maszynką (Presta), ponieważ po napompowaniu dętka trzyma normalnie ciśnienie. I jeździ się dalej bezproblemowo całą zimę, ale po pierwszym mocniejszym ochłodzeniu – powietrze ucieka. Teraz trafiło szybkopomykacza, ale dopompowałem i trening absolwowany. Następna przejażdżka wypadła w środę popołudniu, na wolnopomykaczu. Nieprzyjemny wiatr utrudniał nieco jazdę, na szczęście tylko w tamtą stronę. Było również o włos na przejeździe – tam, gdzie zawsze. Jeden się zatrzymał, drugi przejechał. Dwie lampy z przodu nie pomagają. Nie pomoże również obwieszenie się jak choinka. Po prostu, wielu blachosmrodziarzy już się nie wyedukuje. Dopóki kogoś nie zabiją – najlepiej kogoś z własnej rodziny. W czwartek i piątek hulajnożyć się nie dało, pogoda nie pozwoliła. W sobotę było już lepiej. Co prawda nadal za ślisko na Rondo, ale już w sam raz na wolnopomykacza. Noga wypoczęta, to i śmigała aż miło.