20 listopad

Hulajnożymy, hulajnożymy, bo prognozy pogody na najbliższe dni nieciekawe. Temperatura nie stanowi żadnego problemu, byle nie padało/śnieżyło, bo wtedy jazda na hulajnodze przeradza się w wyzwanie dla ciała i woli. Poniedziałkowa, popołudniowa jazda to pewnie jedna z ostatnich w tym roku na szybkopomykaczu. W tamtą pod wiatr, powrót z wiatrem w plecy – taką jazdę to ja lubię. Przez kawałek zasuwałem 29 km/h i to jest piękne, uwznioślające uczucie. W środę miało niby być pogodnie. I było, pogodnie listopadowo tzn. November-Siff. Mokro, dżdżyście, na powrocie zaczęło porządnie kropić. Wolnopomykacz się takimi rzeczami nie przejmuje, a ciuchy można uprać. Grunt, że trening zrobiony, więcej nie trzeba. W czwartek z kolei się oziębiło. Na granicy zera, miejscami przymrozek ścinał mokre miejsca, na dokładkę silny wiatr. Dało się jeszcze pohulajnożyć na szybkopomykaczu, w zimowych ciuchach to już inna jazda (wolniejsza), ale nie ma co marudzić. W sobotę miało być Rondo, ale spojrzałem rano przez okno i wiedziałem, że Ronda tego dnia nie będzie. I tak siedząc zmartwiony, usłyszałem wesołe podśpiewywanie z daleka. Ki czort? Po zbadaniu sprawy okazało się, że to wolnopomykacz cieszył się z zimy. Błoto, śnieg to jego teren. No to nie mogłem przeca go rozczarować i pojechałem… Po świeżym śniegu hulajnoży się rewelacyjnie. Śladów hulajnożystów na DDR-ach nie stwierdziłem. Hulajnoga w śniegu zostawia bowiem specyficzny ślad, co można zobaczyć na poniższym zdjęciu. W kapitalnym, detektywistycznym opowiadaniu K. Čapka Šlépěje (Povídky z jedné kapsy, 1929) pan Rybka wraz z komisarzem Bartoškiem próbują wyjaśnić zagadkowy przypadek śladów na śniegu, które kończyły się pośrodku ulicy i dalej już nie wiodły. Widząc ślady hulajnożysty, obaj panowie również musieliby mocno pogłówkować.

PS. Więcej nie fotografuję Narodowego, bo raz sfotografowałem i od razu się popsuł.