Czerwoną cegłą po głowie (Red Bricks, Built over Time, 2022, Contra Records et al.)

Red Bricks to zespół z Hamburga, założony wcale niedawno, bo w styczniu 2021 r. O którym nigdy wcześniej nie słyszałem, że tylko dodam. Niewiele w tym aspekcie pomogła mi również kwerenda w necie (nie korzystam z Facebooka i Insta), niczewo. Takoż żadnych asocjacji odnośnie do załogantów, którzy grupę ową tworzą. Na zdjęciach z okładki LP wyglądają jednak tak, jak powinna wyglądać każda szanująca się skinheadska grupa. Jako że lubię eksplorować nowe przestrzenie, z wielką chęcią przesłuchałem zatem ich debiutancki – jak wnioskuję – album. I od razu napiszę, że wrażenie po przesłuchu odniosłem jak najbardziej pozytywne. Jeżeli faktycznie jest to debiut, to mamy do czynienia ze znakomitym graniem, to po pierwsze. Po drugie – z graniem z dużymi perspektywami rozwojowymi na przyszłość. Czego zespołowi, sobie i street punkowi życzę.

Z jakim stylistycznie graniem i z jakim mentalem mamy do czynienia w przypadku „Built over Time” grupy Red Bricks, zdradza już okładka. Piękna, tradycjonalna w tonie i w przekazie/symbolice. Długograj, wydany w ‘Contrze Records’, zawiera jedenaście kawałków, w tym dwa hity. Album rozpoczyna klasyczne strukturalnie „Intro” (brak „outra”, tak na marginesie). Co tam słyszymy? Odgłosy pracy, łoskot fabryki, co bezpośrednio ustawia klimaty tematyczne, w jakich porusza się grupa. Muzycznie to piękne wprowadzenie, na pianinie, raczej niepokojące w ogólnym wydźwięku, z uderzeniami serca na samym końcu. Piękna pętla semantyczno-symboliczna powstaje przez to: uderzenia młota = uderzenia serca. Interpretacja jasna: uczucie i szacunek dla klasy robotniczej. Drugi utwór, „Forgotten Heroes”, rozpoczyna się znanym mi skądziś tematem (łamię sobie głowę, ale jak na razie nie doszedłem, skąd go znam, może za dużo słucham i już mi się wszystko pierdzieli), piękne wejście gitar, mamy chórki, a pod koniec to już w ogóle singalong. Ogólnie to dobry utwór.

„Roots” to pierwszy z dwóch kapitalnych utworów. Subiektywnie najlepszy na płycie i swobodnie pierwsza dziesiątka jesieni (może i całego roku). Melodyjny, w mid-tempie, piękny temat w płaszczyźnie tekstowej oraz, co ważne, bardzo dobrze zaśpiewany. Notabene – wokalista ma charakterystyczny głos.

Teraz „Outlaw”. Nieco agresywniej w muzie, ale z tradycyjną, skinheadską tematyką w treści. Rytmiczność właściwa jest dla „Soul of a Liar”, podobnie jak chórki i ciekawy temat na gitarze z rozszerzeniem pod koniec. „The big Lie” to bardzo dobre wejście gitary, skądinąd dominanty całego utworu, z dwoma udanymi chwytami, czyli spowolnieniem w drugiej części oraz wyciszeniem na końcu. Na uwagę zasługuje również jeszcze inny chwyt, czyli pogłos wokalu. Trzy grzybki w barszcz tu akurat nie popsuły smaku całej zupy. Niepokojący wstęp, tworzący poczucie zagrożenia charakteryzuje utwór „No one is illegal”. Podejmuje bardzo ważną tematykę, stąd zapewne taki a nie inny początek. Kolejne partie są już pięknie melodyjne, jak to już w klasycznym street punku bywa (ku uciesze takich, jak ja). „Blood Pact”, pakt krwi z zespołem The Bois, stanowi w mojej ocenie najsłabszy utwór na płycie. Cyrografy nie zawsze wychodzą dobrze i na korzyść, zwłaszcza z takim jednym, śmierdzącym siarką.

„Towards the Pub”, no utwór z takim tytułem nie może przeca być słaby. I nie jest, to drugi z fenomenalnych kawałków na omawianym krążku. Jest tu wszystko, co ucieszy serce mid-tempo-maniaka. I więcej pisać nie trzeba, trzeba zamilknąć i słuchać. What we need is another song like that, by parafrazować część tekstu.

„From Father to Son“, dobry motyw poboczny, natomiast długograja kończy kawałek tytułowy, „Built over Time”. To rzadko spotykana pozycja utworu tytułowego (analogicznie jak pozycja otwieracza). Do tego dochodzi i fakt, że nie jest to najlepszy utwór na płycie, z reguły w utwory tytułowe ładuje się najlepsze co się ma. Jednak to kawałek trzymający odpowiedni poziom, by nie powstały jakieś niedorozumienia.

Powtórzę, iż bardzo mi się debiut Red Bricks podoba. Chłopaki prezentują jasną pozycję ideologiczną, na co wskazuje już sama nazwa zespołu, wyjątkowo symboliczna, i logo. Jako tacy, Red Bricks stawiają się w rzędzie spadkobierców tradycyjnych i jedynych właściwych tradycji łysej subkultury. Nie dziwi zatem przywiązanie utworów z debiutanckiego LP do klasycznego kręgu tematycznego. Nie przeszkadza to, a wręcz to nawet bardzo dobrze, edukacji gamoniowatego w kwestiach subkultur społeczeństwa nigdy za wiele. Stylistycznie to natomiast granie w najlepszej tradycji street punka w mid-tempie. Znamienne dla zespołu są charakterystyczny dźwięk i tonacja gitary oraz chropowaty głos wokalisty, właściwie od razu wiadomo, kto gra. Zatem wszystko tak, jak powinno być. Gratuluję udanego debiutu!

PS. Z tego, co do mnie dociera z mrocznych zaułków Kreuzberga, to chłopaki z Red Bricks zapowiedzieli się z koncertem w ‘SO36’. Jak nic się nie wydarzy, to pojawią się wcale nie za długo na ‘Grossstadtwahnsinn 2022’. Jak pozwoli czas, eci peci i, co w tym wszystkim najważniejsze, jak będą jeszcze jakieś bilety w sprzedaży (na razie wszystko wyprzedane), to się wybiorę – byłaby okazja przekonać się, jak Red Bricks wypadają na żywo.