O kompozycyjnej pracowitości chłopaków z Darlington wspominałem już na blogu ze dwa razy (nieco sarkastycznie: zatem mniej razy niż kolesie z Gimp Fist komponują utworów w jeden dzień). Wskazując przy okazji na plusy dodatnie i plusy ujemne (w przypadku tego akurat zespołu nie ma minusów) takiej sytuacji, w której kolejne albumy resp. single sypią się jak z rękawa. Jako że czasy pandemiczne zapewniły co poniektórym zbyt wiele czasu wolnego, to co poniektórzy wykorzystali go wcale twórczo. Przykładowo Gimp Fiści jeszcze mocniej podkręcili tempo – o ile jest to jeszcze możliwe i wydali dwa długograje w tym samym roku: Isolation oraz Unification (oba w „swojej” wytwórni, czyli w ‘Contrze’; na razie jedynie w postaci CD). Symetrycznie dwa razy po 15 utworów, tedy w kupie kawałków trzydzieści. No nieźle.
Na samym początku zaznaczyć należy, że oba wydawnictwa traktować się winno jako całość (dlatego też niniejsze krótkie omówienie dotyczy obu krążków), gdyż występuje między nimi relacja bezpośredniej zależności. Korelację dostrzec można choćby już na przykładzie okładek, one też sugerują, dlaczego jako pierwszy (prze-)słuchać się winno Isolation. Uziemiona pandemią parka – on punol, ona skinhead girl, przesłuchują winyle w izolacji, po pandemii natomiast, kiedy można już wreszcie balować w klubach, do jednego z nich wybrała się nasza parka (zwracamy uwagę na zmianę fryzury u niej – zamiast klasycznej małpki mamy teraz małpko-iro, czyżby i to symbolem unifikacji?), by się co nieco pounifikować z innymi subkulturowymi. Również muzycznie tworzą oba albumy niepodzielną jedność, wpisując się w pełni w charakter najnowszego okresu twórczości zespołu, tj. poczynając od „Blood”. Charakter ten zdeterminowany został słyszalną zmianą, odejściem od bardziej melodyjnych, niekiedy skomplikowanych kompozycyjnie kawałków znanych z wcześniejszych wydawnictw, na rzecz przyspieszonego tempa oraz ostrzejszego brzmienia, przy próbie zachowania dotychczasowej melodyjności.
Nie do końca się to jednak Gimp Fistom od czasów „Blood” udaje, przynajmniej w mojej ocenie. Po dokładnym przesłuchaniu obu albumów napisać bowiem mogę/muszę jota w jotę to, co sądzę o wcześniejszym „Blood”. Robota to dobra, bez dwóch zdań, na odpowiednim poziomie stylistyczno-melodycznym, z odpowiednią i dla tego zespołu, i dla street punka jako stylu dawką energii – Gimp Fiści po prostu nie obniżają lotów. Jednak ponownie: to kolejne wydawnictwo/a, kolejne dwa długograje bez superhitu(-ów), jakie mieliśmy na „Marching On” oraz „The Last Stand” (podtrzymuję zdanie, że [być może] jest to szczytowe osiągnięcie kapeli i jeden z najlepszych krążków w historii street punka). Trzy wyróżniające się kawałki na „Isolation”, dwa na „Unification”, to nieco za mało jak na standard pojedynczego albumu, do którego nas przyzwyczaili. Jeżeli połączyć by natomiast kawałki „Solidarity”, fantastyczny „Poisonous” (z albumu „Isolation”) z utworami „These Boots” oraz „Never See You Again” (z krążka „Unification”), dodając z pięć innych kawałków z obu albumów – a jeszcze lepiej włączyć do tego trzy wyróżniające się kawałki z „Blood”, wówczas otrzymalibyśmy znakomite, pojedyncze wydawnictwo.
Tak się jednak nie stało, w jednym roku otrzymaliśmy dwa tradycyjnie dobre, acz nie wybitne krążki Gimp Fistów. A czy to dobrze, czy źle, niech to sobie każdy zinterpretuje z osobna i po swojemu. Naturalnie po uprzednim zapoznaniu się z nowymi albumami tej fantastycznej grupy, choćby z racji szacunku dla ich całościowych dokonań.