1 lipiec

Poniedziałek był dniem odpoczynku od sportów wytrzymałościowych w wersji mocnozaawansowanej (God save the Rondo Babka), od pewnego wieku trzeba już uwzględniać odpowiednią regenerację, jeśli nie chce się zostać urwanym zaraz za hopkami na Rondzie lub zostać wyprzedzonym przez emeryta na Veturilo podczas przejażdżki na szybkopomykaczu. Ale już we wtorek wyskoczyłem na szybkopomykacza rano. Przejażdżka bez większej historii (idiotów za kierownicą w to już nie wliczam), nie cisnąłem za mocno, wszystkie wartości w średnich zakresach. Środa odpoczynek, czas na kebcia ze starszą latoroślą. Uwielbiam wieczorne przejażdżki. Oczywiście – również te wczesnoranno, późnoranne, południowe, popołudniowe – po prostu wszystkie i na czym się tylko da (rower, hulajnoga, skuter, kiedyś rolki). Oprócz wieczornych przejażdżek jeszcze piękniejsze są te nocne: letni Night Vesping w W-wie, Pradze lub tak jak ostatnio w Berlinie. Ale wieczór na hulajnodze ma swój niezaprzeczalny urok, kto spróbował, ten wie. W czwartek, 31. czerwca, pora wieczorowa wymuszona została naturalnie niemożebnym skwarem. Nawet koło 21.00 było jeszcze gorąco, granatowe chmurzysko czaiło się na horyzoncie, ale nie zaatakowało (za to w piątek w nocy to była piękna burza). Po sobotnio-niedzielnych gonitwach na Rondzie i odpoczynku poniedziałek-środa, doszło do superkompensacji. Pewnie była to jedna z najszybszych rund ever, ale – jak to jest zawsze w takich chwilach – zastrajkowała technika, odczyt na tacho był całkowicie nieadekwatny do tego, co się działo (chyba siadła bateria w impulsorze). Piątek, 1. lipca, to z kolei przejażdżka poranna. Nie za ostro, wszak już za chwilę sobota/niedziela, a to oznacza spodziewane gonitwy na Biance/Kozie. Matołek w dostawczaku, koło Zoo, wyhamował pół metra ode mnie (ograniczenie do 60 km/h, przejazd DDR, przejście dla pieszych). Już miałem rzucać szybkopomykacza i odskakiwać, ale i tym razem się jeszcze udało; pieszego by jednak potrącił. Imbecyl patrzył się przez okno, udając niekumatego.

Przechodzę do wyznaczenia terminologii, odnoszącej się do pojazdów napędzanych przez odpych nogą, na których się poruszam i o których tu piszę. Kto czytał, ten wie, że rodzajów hulajnóg jest naprawdę dużo. Zasadniczo nikt nie ma problemu z nazwaniem hulajnóżki na małych kółkach – wiadomo, że będzie to hulajnoga (niekiedy z doprecyzowaniem ‘dziecięca’), w slangu dziecięcym także ‘hulajka’. Niebanalny problem terminologiczny odnosi się jednak właśnie do hulajnóg na dużych kołach (oba duże, lub wariant: przednie duże – tylne małe). Przez budowę przedniej części konstrukcja takiej hulajnogi przypomina rower, stąd też w komentarzach ciekawskich na światłach często pojawia się określenie ‘hulajrower’. I myślę, że jest to w dużym stopniu zasadne miano. Z uwagi na prędkość, z jaką można na takim sprzęcie jechać (tempo średnie i maksymalne), pojawia się często również nazwa ‘hulajnoga sportowa’. Z tym, że hulajnogi sportowe to również te na małych kółkach, na których bierze się udział w zawodach sportowych właśnie – choćby zawody w akrobacjach. Hulajnoga sportowa nie może być zatem określeniem poprawnym w stu procentach. Zaglądając do języka włoskiego, dostrzeżemy również, że definicja ‘monopattino sportivo’ obejmuje przede wszystkim hulajnogi terenowe (odpowiednik mountain bike’a z obszaru cyklistyki), natomiast dla interesującego nas pojazdu stosuje się tam termin ‘footbike’. Również ‘hulajnoga wyczynowa’ odpada, bo chłopaki w skate-parkach wyczyniają na hulajnogach wyczyny właśnie. Z uwagi na małą popularność hulajnogi na dużych, pompowanych kołach w Polsce, terminologia w polszczyźnie ustalała się długo, a zasadniczo to jeszcze się wcale nie ustaliła, o czym zaświadczają niezliczone pytania podczas przejażdżek. Wygenerowaniu się chyba najbardziej trafnego nazewnictwa w języku polskim pomogło dopiero wejście Kostki (największy czeski producent hulajnóg na dużych kołach; www.kostkahulajnoga.pl) na rynek polski (Kostka posiada także stacjonarny sklep w Katowicach). Na potrzeby opisu technicznego sprzedawanego produktu tłumacz wybrał formę ‘hulajnoga szosowa’. Uważam, że idealnie oddał tym samym ogólną charakterystykę przedmiotowego jednośladu – z jednej strony to hulajnoga z uwagi na sposób napędu, ze strony drugiej została precyzyjnie zaznaczone zostały differentia specifica pomiędzy normalną hulajnogą a hulajnogą szosową, która koresponduje proporcjonalnie z różnicą, jaka występuje między normalnym rowerem a rowerem szosowym. Podsumowując: zarówno mój szybkopomykacz, jak i mój wolnopomykacz to hulajnogi szosowe, w wariancie koło przednie większe (28’’), koło tylne mniejsze (odpowiednio 20’’ i 18’’). Dlatego proszę mnie więcej nie pytać, „na czym to, pan szanowny, jak pragnę zdrowia cztery litery własne wozi?”.