Dziś poranna przejażdżka. Opona doszła, wczoraj założona i napompowana, co by się nie zdziwić, jakby gdzieś pod Siekierkowskim nagle zeszło powietrze. Jak tak sobie porównuję, to tamta musiała mieć jakąś wadę fabryczną, nie wychwyconą wcześniej przeze mnie – nowa ułożyła się na feldze znacznie lepiej, nie ma ani bicia, wyważenie niemal idealne. Na szybkopomykaczu BCS jedzie się znacznie szybciej niż na Kick Bike’u (ze trzy kilogramy różnicy, szersze opony robi swoje), a i miałem dziś godnego przeciwnika: granatową, ponurą chmurę na zachodzie niedaleko od W-wy. No to się ścigaliśmy i tym razem ograłem chmurzysko, zaczęło popadywać jak już wlazłem do siebie na czwarte (ogólnie to w wyścigach z chmurami deszczowymi jestem mocno do tyłu: z reguły mnie zmoczy). 26 km, 1.17 czas, 20,56 średniej prędkości. Dane w zakresie czasu i średniej prędkości są naturalnie mocno mylące, w mieście światła zatrzymują, jadący po ścieżce (niekiedy) spowalniają (wyprzedzanie roweru na hulajnodze to nie taka prosta sprawa). Bardziej miarodajne dla treningu na hulajnodze szosowej w obszarach zurbanizowanych są zatem dane „kardio”: średni puls z przejażdżki to 152, spalone ponad 950 kcal. Może być – to był dobry trening. Miła, krótka pogawędka z normalnym, nienabzdyczonym rowerzystą, jadącym do roboty na szosie.
Zatem co to właściwie jest, na czym jeżdżę? Zacznijmy od etymologii nazwy w kilku językach. W polszczyźnie to ‘hulajnoga’, czyli ‘coś, na czym się hula nogą’. Ciekawe semantycznie compositum, w tym przypadku czasownikowo-rzeczownikowe (‘hulać-noga’; 2 sg. trybu rozkazującego plus substantiv w mianowniku), pierwszy człon to zapożyczenie z języków wschodniosłowiańskich, drugi – wyraz prasłowiański. W użytku w języku polskim dopiero od XX w., kto pierwszy lub gdzie po raz pierwszy zbitki tej użyto – nie wiadomo i pewnie nie da się tego już ustalić. To piękne słowo, ‘noga hula’, czyli dolna kończyna porusza się w sposób niebanalny, ekspresywny, wychodzący diametralnie poza zwyczajowy zakres ruchu (tak, jak ‘hulaka’ prowadzi tryb życia zddalony od mieszczańskich cnót). I tak właśnie jest, tak hulaszczo wygląda noga, szczególnie, jak już się jedzie ponad 25 km/h.
PS. Po kaszubsku polska ‘hulajnoga’ to podobno ‘kulôk’, ale – przyznaję – nigdy nie słyszałem.