Dodanie kategorii „Zeszyt czysty hulajnożysty”

Jeżdżę na tych swoich hulajnogach pewnie już z 15 lat. Po Niemczech, Czechach, po stolicy Kraju Nadwiślańskiego, mała hulajnoga była ze mną na wakacjach w Grecji i Czarnogórze. O ile u naszych zachodnich i południowych sąsiadów wzrost zainteresowania jazdą, ściganiem się na hulajnogach, głównie chodzi tu o hulajnogi szosowe (nie na toczydełkach i elektrycznych wynalazkach) systematycznie wzrasta, o tyle w mieście Warsa i Sawy ni chusteczki. Nikogo przez te lata, z kim można by pojeździć (rekreacyjnie lub wyczynowo), z kim można by pogadać, podyskutować, miło spędzić czas hulając nogą. Wobec tego zdecydowałem się o jeździe na hulajnodze szosowej od czasu do czasu napisać, może to przyczyni się do popularyzacji tej pięknej, a mało u nas znanej dyscypliny sportów wytrzymałościowych. Hulajnogi szosowe są już u nas dostępne, fakt – są nieco za drogie, ale co tam, jak hulać, to na całego, jak na prawdziwego hulakę przystało. Kategoria nosić będzie tytuł „Zeszyt czysty hulanożysty”. Tęgie naukowe umysły głowiły się, jakaż to właściwa forma językowa stosowana być winna na określenie osoby poruszającej się na hulajnodze. Gramatycznie poprawnymi formami są m.in.: hulajnożnik, hulajnoger, hulajnogista, hulajnogowiec, hulajnogarz i hulajnogowicz (wiem wiem, żeńskie ekwiwalenty są również). Ale mi się ładnie zrymowało i będzie ‚hulajnożysta’. Jako że poruszam się ostatnimi czasy zasadniczo po tej samej trasie – Warszawa nie jest aż tak bogata w DDR-y, a trasa na północ od dawnego baru „Pod rurą” jest mocno rozkopana (kolektor ściekowy), stąd też nie będę rejestrował każdego przejazdu, bo mi się nie chce, a i czasu brakuje.