Po słabej pogodowo wczesnej wiośnie, druga jej część sprzyja przejażdżkam na szosie. Kolejny weekend z piękną pogodą, już na krótko, tak jak powinno być. W sobotę, 7. maja, spod ‘Arkadii’ ruszyliśmy (tylko?, aż?) we trzech. Pod drodze dołączali kolejni i w sumie dobiliśmy do dziesiątki. Cała grupa długo się nie utrzymała – w końcu to sobota. Po hopkach grupa się uszczupliła o dwóch zawodników, za mostem jechaliśmy już tylko we trzech. Ale jak się zasuwa 50 km/h i jeszcze finiszuje, to nie może być inaczej: kto przegapił akcję, ten został. Powrót kombinowany: raz z tej strony siódemki, raz z drugiej.
W niedzielę, 8. maja, peleton jak się patrzy. Grupy na Pomiechówek i Nasielsk w miarę wyrównane. Tempo szarpane, w pewnym momencie odskoczyło ze czterech gości, ale po ujechaniu kawałka albo ich odcięło (mocno powiewało), albo im się odechciało, w każdym razie grupa znowu jechała razem. Trochę za wolno to było, więc przycisnąłem, podłączyło się dwóch zawodników i pewnie byśmy dojechali do mostu, gdyby nie dwa razy czerwone. Za stacją przycisnąłem znowu, myślałem, że dojadę do mostu, ale spuchłem i było po zawodach. Powrót miał być w założeniach relaksacyjny, bo wszystko wskazywało na to, że będzie z wiatrem. Ale nie było i była (przyjemna) męka.