4 lipiec

Po paru dniach rozjazdów w niedzielę, 4 lipca, o stałej porze pomknąłem na Rondo. Na swoją trasę, bo ostatnie trzy tygodnie były słabe, jeśli chodzi o ilość i jakość treningów (nie tylko kolarskich), stąd nie było co porywać się na Pomiechówek, bo by mogło się to skończyć grupetto. Spod Arkadii ruszyło nas pięciu, kolejni dołączali po drodze, tak że uzbierała się nas wcale pokaźna grupka, z której większość pojechała Pomiechówek. W odróżnieniu od wcześniejszych sobót i niedziel, kiedy to ściganie zaczynało się ślamazarnie, teraz poszło ostro już przed hopkami. Zasługą Marcina, który po paru z sukcesami absolwowanych przejażdżkach z ‘profikami’ na Nasielsk był mocno w formie i przetestował grupę (momentami jechaliśmy 53,45 km/h). Ale że większość nygusów się utrzymała, to dalej do NDM jechaliśmy szybko, ale bez wariacji. Przed mostem skręt w lewo, grupa w prawo, i kierunek wschodni Kampinos. Całkiem ciepło, a zapowiadają na przyszły weekend skwar (brrr, koszmar).

Gorąca prośba: jak leżycie złożeni na rowerze i jedziecie ponad 45 km/h, to nie otwierajcie się i nie przestawajcie pedałować – powietrze postawi was do pionu i w ułamek sekundy prędkość spadnie wam poniżej 40 km/h (o zjawiskach tego rodzaju można się przekonać podczas jazdy na skuterze, którą gorąco – w takie upały – polecam). Co to oznacza dla jadącego zaraz z tyłu, nie trzeba pisać; tym razem udało mi się przyhamować i nie wyłożyć i tym za mną również. O tym, że jadąc w grupie staramy się nie spychać sąsiada z lewej na nieutwardzone pobocze, także nie powinno się przypominać (cudem nie zaliczyłem gleby i nie przewróciłem połowy grupy).