Oziębiło się, w Czechach prognozują, że to będzie najzimniejszy „duben” od 80 lat. Przed godziną dziewiątą zarówno w sobotę, jak i w niedzielę nie więcej niż 4 stopnie. Na szczęście świeciło słoneczko, stąd też – przy odpowiednio żwawej jeździe – chłód nie był tak odczuwalny. Kolarzy w oba dni multum.
W sobotę, 24. kwietnia, fantastyczna przejażdżka. Sporo osób jak na sobotnią przejażdżkę, ponad dwie dziesiątki, dawno w sobotę nie było takiej frekwencji. Pięciu, sześciu zawodników z przodu, którzy chcą jechać (a nie się wozić), to i jazda szybka i agresywna. Od Jabłonnej pod wiatr, zatem w granicach 40 km/h, za mostem nieco z wiatrem, stąd od połowy Rolniczej praktycznie kręciło się w okolicach 50 km/h. No no, to była jazda.
W niedzielę, 25. kwietnia, wyszykowałem Kozę. Przed wyruszeniem spod Arkadii chłopaki dokonywali jeszcze ostatnich poprawek technicznych. Do mostu w NDM trzymałem się z tyłu, następnie samotnie w lewo, potem w prawo, bo pojechałem starą trasą na Błonie. Parę lat nią nie jechałem. Ale nawierzchnia nadal niezła, choć – sądząc po zaznaczeniach na drodze – będzie wkrótce łatana, słabsza nieco na całej długości od skrętu koło kościoła na W-wę. W sumie niemal 95 km pod wiatr, krzyż i cztery litery mocno nadwyrężone. I jeszcze uszy, bo kask czasowy mocno uciska słuchadła.