Stary ottoński (znane pallatium i miejsce pochówku Ottona I Wielkiego) Magdeburg (zesłowiańszczona nazwa w postaci rozmaitych Děvínów, Devínów i Dziewinów w krajach słowiańskich i [już] niesłowiańskich, choćby Devin koło Strzałowa [Stralsund]) to w obszarze street rocka przede wszystkim label ‘Bandworm Records’, od 2017 r. ‘Spirit of the Streets’ (wydawali ongiś materiał Perkele, Berliner Weisse, czy Vogelfrei). Jednakowoż, jak dotychczas, anhaltski Dziewin nie doczekał się liczącej się w świecie łysej grupy. Co naturalnie nie oznacza, że nie pogrywa tam w ogóle nikt, w ostatnim czasie zaczęły się masowo pojawiać w mieście tym i okolicach nowe, młode zespoły. Choćby takie jak Shit or Bust.
Zespół to do tej pory mi nieznany, pod niespecjalnie oryginalną, acz znaną w street punku nazwą (jeden z kawałków Cockney Rejects), stąd też z zaciekawieniem przesłuchałem wydaną w zeszłym roku EP-kę ich autorstwa pt. „Working Class… But Working Sucks!”. No i napiszę krótko, że jest dobrze, wręcz bardzo dobrze. Pięć utworów, które znalazły się na wydawnictwie, niecałe czternaście minut grania, w pełni zaspokoi wymagania miłośników klasycznego Oi! Otwierający tytułowy „Working Class… But Working Sucks!” dobrze wprowadza w styl grupy. Bardzo dobre utwarcie, melodyjnie w dalszej części, z ciekawą partią kolektywnego chóru. Na uwagę zasługuje wreszcie semantyczne zoksymoronizowanie ideologemu ‘klasy pracującej’, który od wielu lat jest przecież dla myślącego, inteligentnego i ceniącego niezależność – nawet łysego – człowieka nie do utrzymania. Kolejny utwór, „Your Boots”, to harmonia/akordeon w tle, mid-tempo oraz bardzo udany melodyjny temat przewodni. „See you at the Bar” prezentuje się słuchaczowi początkowo jako przyspieszony w rytmie, nieco później przechodzi natomiast w singalong, który staje się elementem nadrzędnym całej kompozycji. „We call it…” to ciekawa gitara i ponownie ciekawy i melodyjny motyw przewodni. Wreszcie zamykający minikrążek „All or Nothing [Shit or Bust]” to w brzmieniu i rytmie stary, bardzo dobry street rock. No no, jestem pod wrażeniem.
Uważam, że w przypadku omówionej płytki mamy do czynienia z ciekawą, udaną i obiecującą prezentacją nowej grupy – z pewnością to jeden z najlepszych debiutów w minionym roku. Brzmienie klasycznego Oi! w mid-tempie, chóralne zaśpiewy przechodzące w singalong, odpowiednia dawka melodii, czego zatem chcieć więcej? Nic, warsztat i doświadczenie muzyków oraz obycie wokalisty przyjdą z czasem. Znać również wyraźnie, że załoganci z Magdeburga mają swój pomysł na granie, w czym w jakiś sposób podążają w ślady o nieco starszych stażem lipskich The Spartanics. A że wydaje się, że wcale nieźli z nich melodycy, to sugeruję, że warto poobserwować załogę w przyszłości. Czy angielski jako wyłączny język tekstów to dobry pomysł? Może tak, może nie, zobaczymy. W pewnym sensie staje się to jednak wyróżnikiem młodej fali niemieckiego street rocka, która podąża w dokładnie przeciwnym kierunku aniżeli reszta.