Cyfrowi, pięcioutworowi Królewscy (Royal Oi!, Destroy the World, 2020, EP [only digital])

Kolejnym krótkograjem oczekującym na omówienie będzie „Destroy the World” autorstwa i w wykonaniu Royal Oi! Tym razem mamy jednak do czynienia z przedstawicielem nie tradycyjnej, lecz cyfrowej drogi rozpowszechniania własnego dorobku muzycznego. Póki co, nowe wydawnictwo Królewskich dostępne jest bowiem jedynie na platformach streamingowych, chyba również na Fejsie (FCK!), pewnie ktoś usłużny już to zgrał na YouTubie. Czy będzie winyl – I don’t know.

Z Royal Oi! (Glasgow, Rangers) jest to tak. Pierwszy długograj „Bootboys and Hooligans” (2015), z legendarnym zdjęciem na okładce oraz wzbogacony o parę (dobrych) kawałków z dema, był niezgorszy, miejscami wręcz kapitalny. Hiciory takie jak „[Skinhead Music] In my Heart [Oi! Oi! Never gonna die]”, „Musica Oi!”, „Skinhead Loyalty” weszły już na stałe do annałów street rocka. Dwa lata późniejszy drugi album „There’s gonna be a row” (2017) określić przyjdzie natomiast jako raczej słaby – żaden kawałek nie wybił się ponad przeciętność. Same chwytliwe tytuły niestety nie załatwiają sprawy… Problem Royalsów zdaje się spoczywać w tym (nie nie, wcale nie, tu akurat kobiecy wokal nie przeszkadza), że jak utrafią z melodią, to nie ma przebacz – mamy murowany superhit, ale jak nie utrafią, no to bywa słabo. Być może wynika to z charakterystyki chwytu stylistycznego, będącego już znakiem rozpoznawczym zespołu, tj. radosnego skakania po tonacji, w górę i w dół, zwłaszcza w partiach śpiewanych. A to rozwiązanie wysoce ryzykowne. I tak się przez te cztery lata zastanawiałem, jak wypadną na swoim trzecim dokonaniu, czy poziomem pójdą w kierunku debiutu, czy też podryfują w kierunku „There’s…”. I przedłożona cyfrowa EP-ka zdaje się z jednej strony potwierdzać to, co napisałem powyżej (raz wychodzi im dobrze, raz mniej dobrze), natomiast z drugiej nie daje jasnej odpowiedzi na postawiony problem. Albowiem połowa utworów na  „Destroy…” jest dobra, a połowa słaba. I bądź tu człowieku mądry…

Otwierający cyfrowego mikrusa „Splittin’ Fire” to utwór bardzo przyzwoity, właśnie w stylu z pierwszego albumu. Jeżeli byłoby tak na całej EP-ce, byłoby super. Zwłaszcza, że i drugi kawałek, „Here’s the Truth”, melodyjny i rytmiczny, ocenić można jako dobry. Im dalej w las, tym jednak więcej drzew, trzeci song, „Get back up”, brzmi już znacznie słabiej. Identyczne słowa można napisać i o tytułowym, „Destroy the World”, czwartym z kolei utworze. Czyli przeciętnym, co najwyżej. EP-kę zamyka „For the Glory”. Dobrze się stało, bowiem to taki z lepsiejszych utworów na płytce, zatem nie wpływa na obniżenie oceny końcowej lub nawet ją podwyższa. Tylko to przedszkolne „na na na” pod koniec przyprawia o mdłości (po obiedzie, na czczo da się przetrzymać).

Ogólnie to załoga ma radochę, bo Rangersi właśnie ograli w derbach Celtic 1:0. A i ja mam, bo Królewscy dali znać, że przetrzymali Covida.