Ja pierdzielę, cóż to jest za album! Brawo! Brawo! Brawo! Nawet jako zagorzały zwolennik cięższego i szybszego grania, muszę uchylić kapelusza przed najnowszym dokonaniem softstreetrockowego w brzmieniu combo z Seattle. I robię to chętnie i nieprzymuszon będąc ciśnieniem żadnem. Po prostu, tegoroczna propozycja The Drowns zatytułowana „Under Tension” to fantastyczne granie dla każdego miłośnika rock’n’rolla, ocierające się momentami o perfekcję.
The Drowns nie są załogą nadzwyczaj starą i zasłużoną dla street rocka (raczej szybszego rock’n’rolla). Co nie oznacza naturalnie, że grają w nim amatorzy, którzy spotkali się wczoraj i jęli sobie w garażu przygrywać do giętej z grila i browaru; przecież nie są już młodzieniaszkami, jeśli chodzi o wiek. Nie znam co prawda przeszłości poszczególnych załogantów, jednak tym, co każdemu słuchaczowi ich dokonań narzuca się samo przez się, jest znakomita technika, którą owładają jako każdy z osobna i jako zespół. Że dysponują również niemałym talentem muzycznym oraz dogłębną znajomością (nie tylko) rocka, dało się wywnioskować już po przesłuchaniu ich pierwszego długograja, tj. „View from the Bottom” (2018). Już tam bowiem zarysowały się te tendencje, które na omawianym LP doszły do głosu w pełnym zakresie (aczkolwiek debiut zebrał niezgorsze recenzje, to jednak recenzowany album lokuje się w moim odczuciu przynajmniej o dwie półki wyżej). Są to m.in. ciekawe, oryginalne rozwiązania kompozycyjne, które w paru miejscach zaskoczą niejednego starego wygę-recenzenta. Wyczuwalna jest również pasja, z jaką do tworzenia The Drowns podchodzą. I to jest to, bez pasji nie ma się co zabierać nawet za najprostszą z rzeczy, nawet za odkurzanie. Jednak nawet największa pasja w zakresie komponowania muzyki nie da rezultatów wybitnych, o ile nie zostanie połączona z melodyką (niestety, ale tak właśnie jest). A w tym zakresie chłopaki, przynajmniej na „Under Tension”, pokazali się z jak najlepszej strony. Kolejną z differentia specificae dotychczasowych nagrań The Drowns będzie cudownie niespokojny, rock’n’rollowy z duszy i natury rytm: i pojedynczych kawałków, i obu albumów. Dodać można dla pełni obrazu jeszcze sprawdzający się patent polegający na zmianie wokalistów w poszczególnych kawałkach, z których jeden ma tendr głosu soft (rock’n’roll) a drugi hard (street rock).
Wydany w roku tym pandemicznym „Under Tension” zawiera ogółem jedenaście kawałków, o jeden więcej niż debiut. Utworów kapitalnych, poza dwoma, trzema wszystkie pozostałe to potencjalne hity, i utworów rock’n’rollowo treściwych, jako że wszystkie mieszczą się praktycznie w trzech i pół minutach. Dwa kawałki, „One more Pint” i „Battery Street”, ukazały także na składankach, odpowiednio na „Oi! 40 Years Untamed” oraz na „For Family and Flag” (obie kompilacje wydali również Piraci, czyli promocja, czy autopromocja?).
Długograja otwiera kawałek zatytułowany „Black Lung”. Utwór często promował w sieci i album, i załogę, jestem jednak zdania, iż na przestrzeni całej płyty jest to jeden ze słabszych, a może i najsłabszy kawałek. Co innego kolejne dwa utwory. Na „Them Rats” The Drowns brzmią bez mała jak nasze alternatywne kapele z osiemdziesiątych lat XX w. I porównanie to na pewno nie będzie dla Amerykanów ubliżeniem (doceńmy, co mieliśmy). Piękny rytm, nogi podskakują, melodyjny refren, ciekawa „szarpana” gitara, w tle chórek – jest wszystko, czego pragnie dusza rock’n’rollowca. „Wolves on the Throne” to wisienka (lub czereśnia, jak chcą bracia Pepicy) na torcie. Absolutnie fenomenalny utwór, dodatkowo z kapitalnym, bardzo dziś aktualnym dla naszego polityczno-społecznego podwórka tekstem. Na aplikację powyższej tautologicznej waloryzacji, niech będzie mi odpuszczona, złożyło się kilka czynników. Po pierwsze – całościowa dynamika, po drugie – melodia, melodia, melodia, po trzecie – piękne gitary, po czwarte – hiper śpiewny refren (zwłaszcza przedostatni wiersz „We have to make our own”), po piąte – bardzo interesujące dla audiofila dodatki dźwiękowe w tle. Wszystko to, dodajmy zmianę wokalisty, dało naprawdę fantastyczny efekt i myślę, że długo się od tego utworu nie oderwę. Co za pytanie, no oczywiście, że znalazł się na na best of 2020. I „Hold fast”. Wejście spokojne, piękne sprzężenia i znowu znajome klimaty polskiej alternatywy lat 80-tych. Ogólnie to utwór dający nieco oddechu po „Wilkach…” i lokujący się w dolnej połowie. „One more Pint”, znany z „Oi! 40 Years Untamed”, w recenzji albumu został też pokrótce scharakteryzowany. Dla przypomnienia: żwawo, silnie rock’n’rollowo, z rozbudowaną solówką, chóralnie w refrenie, barowo w wygłosie. „Demons”, wprowadzenie solówką, żwawo i melodyjnie, interesujące zwolnienie w drugiej połowie, dodany kobiecy chórek (jedyny taki przypadek na płycie). „Wastin’ Time” to kolejny hicior, opatrzony ponadczasowym tytułem. I tak sobie myślę, przesłuchując po raz kolejny ten kawałek, że chłopaki to chyba kiedyś słuchali ABBY, kilka rozwiązań melodyjnych zostało jakby żywcem przejętych od Skandynawów (kurka, co to były za ślicznotki). Ktoś mógłby pomyśleć: przeca to nie ma prawa współbrzmieć ze street rockiem. A guzik! Brzmi to fenomenalnie. Poza tym jak już się w kogoś zapatrywać, to w mistrzów. Gratki panowie! Żwawo, niespokojnie, rytmicznie tak zaczyna się i trwa przez 2.24 minuty „Cue the Violins”. Bardzo udany kawałek, z analizy mi wychodzi, że softcorowy wokalista dostał, jak się zdaje, większość z najciekawszych utworów do zaśpiewania. „The Harder they come”, jak dla mnie trochę odstaje poziomem. Pomysł był, zabrakło nieco melodii lub małej szczypty szaleństwa. „The Unknown” – hit jak nic. Znów cudownie niespokojna linia przewodnia, fantastyczne spowolnienie w drugiej połowie i punkowo dynamiczny koniec. „O! o! o! o!” w wygłosie wersu przypomina nieco analogiczne rozwiązanie z „Gave you everything” The Interrupters, natomiast w ogólnym brzmieniu partii szybkiej mógłbym pomylić The Drawns ze złagodzoną wersją „Zwischen Pils, Punk und Politik” Volkera Putta. „Battery Street”, znane z antologii „For Family and Flag”, stanowi przepiękne (również tekstowo) zakończenie przepięknej płyty. Utwór może nie tak żywiołowy jak poprzednie, jednak The Drowns (lub realizator z Pirates Press Records) naprawdę czują wewnętrznie, jak mistrzowsko zbudować architektonikę albumu. Stąd też ów wolniejszy kawałek doskonale wpisuje się w rolę zamykacza płyty.
Zamiast rozbudowanego podsumowania, autorytatywnie, bez oglądania się na opinie inne, nie bacząc na „wenn und aber”, wszem i wobec ogłaszam „Under Tension” najlepszym softstreetrockowym albumem, natomiast utwór „Wolves on the Throne” najlepszym softstreetrockowym utworem roku 2020. Amen.