Dupy nie urywa… (Kaosa Euskal Herrian [kompilacja], 2020, Tough ain’t enough/Zalduntxoen Biltzarra)

Kompilacja (chrestomatia dla street rockowego liceum?) baskijskiego ciężkiego rocka to coś takiego, na co czeka się z niecierpliwością. Przynajmniej ja czekam. A to dlatego, że baskijskie klimaty (aczkolwiek nigdy w Kraju Basków nie byłem) są mi wyjątkowo bliskie. A niby dlaczego? Bo przecież znamienna dla Basków jest bezgraniczna miłość do kolarstwa, zwłaszcza szosowego, nie wiem co prawda jak tam z hulajnogami. Euskara to, po pierwsze, język pradawny i język izolowany, po drugie, mniejszościowy, po trzecie, mocno skomplikowany strukturalnie, gramatycznie i leksykalnie (dodam, że podobnie jak w Słowenii każda wieś i region posiada własny dialekt). Baskowie to wreszcie wspaniała historia, dzieje nieustępliwości, męstwa, wytrwałości, dumy i lojalności. No i rzecz dla recenzji muzycznej najważniejsza: street punk, nie mówiąc o punku właściwym, powiązany jest u Basków jednoznacznie ze stroną lewą (Esker Abertzalea). To zaś ma znaczące konsekwencje dla sposobu funkcjonowania i ogólnego obrazu baskijskiego street punka. Weźmy choćby płaszczyznę tekstową. Klasyczne tematy skinheadskiego rock’n’rolla, czyli piwo, bijatyki, kobitki i ich walory (nie wiem, jak tam u Basków ze skuterami) zajmują w baskijskim Oi! miejsce w drugim, a może nawet i w trzecim rzędzie. Główna linia tematyczna to klarowna Kale Borroka. Można – rzecz jasna – na podstawie tego, co powyżej napisane, od razu zacząć wypisywać dyrdymały o skrajnym lewicowym (muzycznym) nacjonalizmie Basków, przywoływać wpływy Euskadi Ta Askatasuna w warstwie tekstowej itp. Jak kto chce, mamy przeca wolność słowa, faktem niezaprzeczalnym jest, że trudno znaleźć wśród byłych i obecnych baskijskich skinów rasistę i naziola.

Z uwagi na ostatni ze wspomnianych aspektów baskijski ciężki rock, zwłaszcza street punk, musi budzić zainteresowanie wśród prawilnej części subkulturowej populacji. Powstawał on w klasycznej dla street rocka (tu: punka i Oi!) socjologicznej sytuacji. Podstawę podeń kładł przez wiele lat reżim Franco, po śmierci dyktatora w 1975 r. Baskonia znalazła się pod kontrolą wojskowych, w roku 1977 Kraj Basków znalazł się w niewesołej sytuacji ekonomicznej, co spotęgowało tendencje separatystyczne i narodowościowe, powiązane jednak z aspektem klasowym. I w tym samym roku rodzi się na Wyspach punk… Zostaje szybko kolportowany w rejon Pirenejów, a ziarno to pada na idealnie przygotowaną glebę: synowie i wnukowie robotników, przegranych (acz nie złamanych) w wojnie domowej, respresjonowani z powodu pochodzenia, sami robole w przemyśle metalowym lub bezrobotni, bez większych szans na zmianę losu i dobrobyt. Zaczynają grać, bo co im – prócz piłki i kolarstwa – zostało. Już w 1978 r. powstaje pierwszy punkowy zespół baskijski, za jaki uznaje się MCD, szybko jednak dochodzi do głosu street punk – w 1983 r. zaczyna działalność Eskorbuto, w 1986 r. Zakarrak, by wspomnieć jedynie o legendach. Skala rozwoju Oi! w kraju Basków w kolejnych dekadach staje się procesem nie mającym praktycznie odpowiednika (przy zachowaniu proporcji kwantytatywnej) na całym świecie. Choć z tym zastrzeżeniem, że pod baskijski Oi! z definicji spadały również grupy stricte punkowe i awangardowe.

Stąd też z zaciekawieniem wrzuciłem na słuchawki i głośniki najnowszą kompilację „Kaosa Euskal Herrian”. Od razu wyjaśnienie: tytuł nie ogranicza wyboru na płycie jedynie do street punka, znajdziemy tu nieco klasycznego punka, jeden utwór zespołu quasi-metalowego (Cuero) i kilka powiedzmy sobie kawałków awangardowych. To dobrze, w końcu chaos nie jest tworzony jedynie przez wygoloną część subkultury… Wydawnictwo na dwóch winylach (przesłuchiwałem wersję cyfrową; winyla raczej nie zakupię), wydane w kooperacji jako pierwsza płyta baskijskiego studia Zalduntxoen Biltzarra oraz kolejna pozycja znacznie bardziej znanego hiszpańskiego studia Tough ain’t enough (wydawali choćby Keltoi!, Hetairoi, Kaleko Urdangak). Na okładce dostrzegamy pośrodku glany wpisane w kształt Baskonii, z lewej strony powiewa Ikurriña, po prawej – nie wiem co (=luki w wykształceniu). Umieszczone na płycie zespoły pochodzą z różnych prowincji (regionów) wchodzących w skład Kraju Basków. Każdy z nich, a jest ich dwadzieścia i pięć, prezentuje jedną, wcześniej nie publikowaną piosenkę. I od razu: kompilacja przybliża raczej grupy nowe resp. mniej znane, nie oczekujcie zatem czegoś w rodzaju The best of Bask-Oi! (takie coś to by była rewelacja), i przyznaję, że znałem wcześniej może z pięć zespołów, cała reszta była dla mnie nowością. Jak na baskijski ciężki rock przystało, wytypowane do kompilacji comba śpiewają w przeważającej większości po baskijsku, trzy po angielsku, jeden czy dwa po hiszpańsku.

No i co my tam mamy? Napiszę krótko i treściwie: dupy to to nie urywa, spodziewałem się nieco więcej. Zaznaczam, że nie znam pozostałej twórczości większości zespołów, dlatego wyrażam swoje zdanie jedynie na podstawie i w odniesieniu do utworów obecnych w kompilacji; nie chciałbym, by na tej podstawie ktokolwiek wyciągał jakiekolwiek uogólniające wnioski. Najlepszym kawałkiem na płycie jest dla piszącego tę recenzję „Kuasimodo Skins” autorstwa Kaleko Urdangak, ale to przeca starzy wyjadacze. Utwór Revertt „Guzurre dana”, skomponowany w tonacji marszowej, brzmi jak nasza Siekiera, a trudno chyba o lepszy komplement. Trzy akordy, melodia, żywioł, wreszcie nieco szybciej, z chórkami to „Hombre rico” w wykonaniu Sindy Berbenas. Podoba mi się jeszcze „Beti aitzina” grupy Gadafiste Brothers, utwór surowy w brzmieniu, rytmiczny, z ciekawą końcówką; chropowatość tonacji łagodzi chór samiczek. „Amaiera” od Streetwise budzi we mnie skojarzenia ze stylistyką Oi! se army, wrażenie to wzmacnia jeszcze dość podobny wokal. „Dignity”, skomponowany przez Tears & Beers, z ciekawym wejściem gitary (trochę za miękko, jak dla mnie), niezły technicznie, w klimatach ogólnych brzmi jak wcześni Perkele. Oldakor ze swym utworem „Egunero indartsuago” przypominają mi z kolei Non Servium. Aukera Okerra zaproponowali do kompilacji utwór „Gaueko istorioak”, tradycyjny Oi! w mid-tempie, z przekonującymi partiami gitarowymi. Natomiast utwór „Beti alboan” Doubling Boysów to najcięższy kawałek na płycie. A chórki jako dominanta stylistyczna cechują „Iparraldea ordainetan” w wykonaniu Atturri (aczkolwiek to kolejny zespół, jak się zdaje, zapatrzony w Oi! se armę).

Reszta utworów nie przekonała mnie na tyle, by o nich napisać; inni słuchacze ocenią to być może zgoła odmiennie. Mniejsza zresztą o subiektywne odczucia, ogólnie to fantastyczna sprawa, że takie kompilacje w ogóle powstają. Dają bowiem szansę na zapoznanie się z przekrojem – niekiedy w ujęciu diachronicznym, niekiedy synchronicznym – twórczości pewnej całości (w tym przypadku: Basków) słuchaczowi niezorientowanemu (w tym przypadku: mojej osobie). I chciałbym takich kompilacji więcej, i więcej, z tego kraju, i z tamtego, z tego miasta (np. Göteborg), i z tamtego (np. Berlin), kompilacji punkowych, skinheadskich, regga’e i ska.