Po powrocie z wyprawy na zamczyska i burčák (no to jo, že chmelovinka byla taky) wybrałem się w poniedziałek po południu na przypominającą przejażdżkę. Dojechałem do Świętokrzyskiego. Piękne podziękowania dla idiotów rozbijających butelki na DDR-ach. Miałeś siłę targać flachę, to miej jeszcze parę, by wrzucić ją do kosza (nawet jeśli jest parędziesiąt metrów dalej). A jak ci się zbiła przypadkiem, to sprzątnij szkło na bok. Szytka poszła w p…, kolejny bezsensowny wydatek. Wróciłem na chatę nie koloběhem, lecz kolochodem – szybkim marszem prowadząc kolobrndę. Pożyczyłem przednie koło od Kozy i we wtorek pojeździłem po południu. W tempie zrównoważonym, bez jazdy na maksa, po przerwie trzeba chwili, aby wszystko wróciło do normy. Dodatkowo w środę wypadł trening rano. A następna przejażdżka w piątek rano. W nocy popadało, rano mżyło, zatem przyszedł czas wolnopomykacza. Efekt jazdy po mokrych DDR-ach był łatwy do przewidzenia – pasek błota, na dole szerszy, na górze węższy, sięgał aż do bandanki. Ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo i że zawsze będzie przyjemnie.
ADRES
tome.masaz@gmail.com
LINGUA
🇩🇪 🇨🇿 🇭🇷 🇷🇸 🇲🇰