8 styczeń

Po weekendowym Rondzie hop w poniedziałek rano na wolnopomykacza (no przecież nad ranem musiało popadać, jakby inaczej, więc szybkopomykacz ma wolne). Wiało z południowego zachodu w sposób specjalnie nieprzeszkadzający. Noga hulała dobrze. We wtorek przejażdżka wypadła również rano. Przy czym piździło w sposób znacznie bardziej przeszkadzający. Ale z Przyjacielem Wolnopomykaczem daliśmy radę, zawsze damy radę, byle tylko czas pozwolił. Pogoda mniej nas interesuje, choć zapowiadają jakiś nowy cyklon, pewnie pogoda się znowu skepści. No i się skiepściła. Na tyle, że dopiero w sobotę mogłem pohulajnożyć znowu (bo na Rondo się nie dało). Że się upaćkałem, to jasne. Każdy sportowiec, nawet amator, zna to uczucie, kiedy wstajesz z wyra i już wiesz, że najlepiej byłoby w nim zostać. Bo z szybkiej jazdy to tego dnia nic nie będzie. Tak to po prostu jest i nie ma co z tym walczyć. Jednocześnie każdy sportowiec, nawet amator, powinien wiedzieć, że właśnie w taki dzień należy zrobić trening. Dopasowany do możliwości, co by nie przedobrzyć, ale pojechać, rozruszać organizm, przełamać niemoc. Tak właśnie zrobiłem, noga zaczęła hulać dopiero na powrocie, czas przejazdu słaby, nawet jak na wolnopomykacza. Ale trening zrobiony, a to w zimę najważniejsze (nie wiadomo, co przed nami).