8-9 maj

W piątek naturalnie popadało, jakby to inaczej, dlatego zaistniały uzasadnione obawy, że w sobotę, 8 maja, może być kiepsko z jazdą. Ogólnie to było dobrze, tylko na Rolniczej na odcinku ca 2 km mokro, na tyle mokro, że upaćkaliśmy się jak trzeba. Spod Arkadii ruszyło nas pięciu, do kreski uzbierało się pewnie ze dwie dziesiątki. Od Jabłonnej dołączył Marek na kozie, no i się ten tego zaczęła jazda. Utrzymaliśmy się w pięciu, raz nas urywał, raz go dochodziliśmy i tak sobie szybciutko pod wiatr jechaliśmy. Dawno już nie było na sobotniej trasie tak niebezpiecznie. Betoniarka wyjeżdżająca z boku i ładująca się przed nas na pas pobocza – wyhamowaliśmy, Marek ominął ją z lewej strony. Następny śpiący na Rolniczej – znów kolektywnie awaryjnie po hamulcach, ale i tym razem się udało. Wreszcie debil z telefonem przy uchu i przekonany, że się zmieści w bramę, skręcając przed nami. Powtórzę imbecylom za kółkiem: zacznijcie doceniać i prawidłowo oceniać prędkość, z jaką poruszają się kolarze (w niedzielę na kozie jechałem przez jakiś czas z prędkością 53 km/h). Rower szosowy (czasowy) i wytrenowany kolo na nim to nie jest zestaw i tempo właściwe niedzielnej rodzinnej przejażdżce. Było groźnie, bardzo groźnie, cudem nikomu nic się nie stało.

W niedzielę, 9 maja, pogoda cudeńko. Wyszykowałem Kozę i pomknąłem na rondo. Ilość zawodników – imponująca (dobrze, że się rozdzielamy na Pomiechówek i Nasielsk, bo jadąc jedną trasą stworzylibyśmy całkiem pokaźny peleton ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami). Tym razem obie trasy liczebnie porównywalne. Na Pomiechówku mocniejsza ekipa niż tydzień temu, co przekładało się na znacznie większą prędkość od Jabłonnej do NDM (nie schodziło poniżej 47 km/h), fakt, pomagał wiatr. Za mostem w NDM w lewo i razem z Robertem uskuteczniliśmy piękną przejażdżkę na Błonie i Babice, tyle że pod wiatr. A na tym nie koniec przeszkód, bo jeszcze trzeba było nieustannie zadzierać głowę do góry i kontrolować, czy przypadkiem nie spadnie nam na łeb chińska rakieta Długi Marsz lub jej kawałek (dopiero po powrocie dowiedzieliśmy się, że wpadła znacznie wcześniej gdzieś do Oceanu Indyjskiego).