6. października (sobota). Nie no, było klasa. Urwaliśmy się we trzech trochę za hopkami i nie daliśmy dogonić:) Pomagałem, ile mogłem, grunt, że nie przeszkadzałem. Ostro wiało z przodu, ciężko było utrzymać 40 km/h. Dzięki chłopaki, nächstes Mal wieder so!
7. października (niedziela). Frekwencja niczego sobie, sam wyścig bez większej historii, poszła ucieczka i… Jak zwykle nie miał kto pracować z przodu, za to zachęt z tyłu do gonienia – bez liku. A może by tak samemu popracować z przodu?