Sucho, chłodno, zasuwamy. Szybkopomykacz. Noga śmiga aż strach mnie bierze, co będzie na wiosnę. Co będzie? Pewnie się zaraz coś sp…li i nic nie będzie, bo to tak zawsze. Ale co pohulajnożę teraz, to moje. We wtorek nic ciekawego się nie wydarzyło. Za to w środę, fiu fiu. Wystartowało Veturilo, to i ściganie się zaczęło. Nie ma lekko panie i panowie, jestem w formie, a wy nie. Dlatego mi nie uciekniecie (przynajmniej nie daleko), ani tak łatwo mnie nie dogonicie. Przynajmniej na szybkopomykaczu. Małolat na góralu przy Bartyckiej ma całkiem dobry sposób. Czai się za światłami i jak zobaczy, że ktoś rusza, to zaczyna się ścigać. Nie powiem, zasuwał, ile wlezie, ale za kładką nad Czerniakowską spuchł i jeszcze przed kioskiem go doszedłem. W czwartek nieprzytomni kierowcy utrudniali życie, jeden wyhamował na środku przejścia. Gdzie, no jasne, że przy północnym przejeździe przy Zoo. Przejazd w spokojnym tempie, na regularność odbicia i oddechu. Jutro dzień przerwy a potem weekend! W sobotę, jako że wiało niemożebnie, zdecydowałem się na dłuższy dystans i na wolnopomykacza. 45 km, powrót pod wiatr. W niedzielę za to szybkopomykacz i średni dystans – 33 km, powrót pod wiatr. To były dwa dni bicia rekordów, rekordów w jeździe powolnej. Miejsce: DDR na Międzyparkowej, przy Polonii. W sobotę na wolnopomykaczu prędkość spadła do 11 km/h i nie dało się szybciej. W niedzielę szybkopomykaczu spadła do 15 km/h i nie dało się szybciej. Oba powroty to był znakomity trening siłowo-wytrzymałościowy.
ADRES
tome.masaz@gmail.com
LINGUA