5-6 grudzień

W sobotę, 5 grudnia, to się panie działo! Dawno nie pamiętam tak porąbanej, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, przejażdżki. Interwały ćwiczyli chyba wszyscy z obecnych, łącznie z autorem tego bloga. Zaczęło się od wywrotki kolegi jeszcze w Jabłonnej, złe miłego początki. Potem za hopkami przycisnął Marek, tak że jechaliśmy 53 km/h (fakt, z wiatrem). Potem zwiewał Sławek, potem ja, potem pół grupy (sześć osób) odjechało, pół (także sześć) zostało. Za mostem gwizdnęło w trąbę i to tak, że nie dawaliśmy rady jechać więcej niż 30 km/h, nawet jadąc krótkimi zmianami. Na Rolniczej każdy poczuł, że to może być jego dzień. Uciekać próbował już każdy, krótkie i długie odstępy, ci, co byli na przodzie, nagle ocknęli się gdzieś na końcu, ci z końca przeganiali tych z przodu, ale o dziwo, owe pół grupy utrzymało się razem aż do końca. A na światłach w Łomiankach banany na buźkach i czekamy na niedzielę. Panie, jak ja to, kurka, lubię:)

Każdy, kto przyjeżdża na Rondo, może mieć pewność, że w potrzebie nie zostanie sam. We never give up on you… A było to tak. W Mikołajki, niedziela 6 grudnia, spod Arkadii ruszyliśmy we czterech. Po drodze zgarnęliśmy pięciu dalszych i w dziewięciu sobie jechaliśmy. Z wiatrem w plecy to się jechało! Do NDM indywidualne i kolektywne ucieczki oraz pogonie, przepalanie nogi, dotlenianie, napowietrzanie i dogłębna wentylacja płuc – znaczy się, niedziela jak się patrzy. Przed mostem nagle głośne pssssss… i mamy dziurę w przednim kole. (Prawie) cała grupa się zatrzymała i pomagała. Nieco bezowocnie, bo koledze prawie rozerwało oponę – nic się nie dało zrobić, ale chęci były. Oprócz dwóch panów, którzy pojechali dalej, nie interesując się tym, co się stało. Dlatego też nie było przebacz: mając kilka minut przewagi zostali pod koniec Rolniczej dogonieni, a urwani nie zostali jedynie z powodu czerwonego światła. Tak się, mocium panowie, nie robi.

No i oczywiście: Girls, make Zjednoczoną Prawicę/AfD affraid again!