Czas szybkich przejażdżek na hulajnodze się skończył. Z zastrzeżeniem, że dotyczy to treningów popołudniowych i wieczornych. Po zmianie czasu ciemność zapada wcześniej, a jak jest ciemno, to się – niestety – już tak szybko nie jedzie. Nie widać dobrze ew. przeszkód na jezdni, wyrw, kolein itp. Ci, co mają możliwość trenowania rano, jeszcze pośmigają, ale „popołudniowcy” będą jeździć wolniej. Taka naturalna kolej pór roku i rocznego cyklu treningowego. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo jadąc wolniej można się skoncentrować w pełni na technice. Tak właśnie zrobiłem w poniedziałek. Po sobotnio-niedzielnych harcach na Rondzie, i mając w perspektywie gonitwę wtorkową, trzeba było zachować umiar, choć to ciężkie zadanie, i pojechać spokojnie. Spokojnie znaczyło tyle, że dostałem pochwałę od atrakcyjnej samiczki na szosie za „dobrą robotę”, znaczy szybką jazdę. Thank you very much, Miss. Pod koniec treningu zbierało się na mgłę, zobaczymy, czy będzie coś widać we wtorek rano. Nawet w środę rano widać było niewiele, bo mgła opadała na dół (czeskie służby meteorologiczne obliczyły, że w tym roku dni mglistych było dwukrotnie więcej niż przeciętnie; w Czechach, może teraz przechodzi to do nas). Mokro, stąd przyszła kolej na wolnopomykacza. Stabilna jazda, w tempie wolnopomykaczowym. A że jeszcze dołączył przeciwny wiatr na powrocie, to się ujechałem. Ale to dobrze, skoro nie można już jechać szybko, to można jechać ciężej, przy koncentracji na technice. Szybciej za to było w czwartek, bo suszej i szybkopomykacz. Dobra jazda, na 20,50 km/h średniej, tak, by trafiać na światłach na zielone. Strategia się opłaciła, stałem może na dwóch skrzyżowaniach. Znowu pod wiatr, ale nie ma co narzekać. Pogodziarze zapowiedzieli na sobotę deszcz, dlatego Ronda (pewnie) nie będzie, stąd decyzja o piątkowym treningu na szybkopomykaczu. W tamtą pod wiatr, ale powrót wynagrodził trudy. Tak to można jeździć:)