30 kwiecień

Pierwszy dzień długiego weekendu. Kto się ustawił dobrze w robocie, to będzie – jak pogoda dopisze, a ma dopisywać – jeździł cztery dni. Żyć, nie umierać. Spod ‘Arkadii’ ruszyliśmy we czterech, w tym dwóch z kategorii ‘Orlik’ (+ 75J). Dlatego planowaliśmy jechać równo i nie za szybko. Gadu gadu. Przed hopkami dołączył Marek na swojej Kozie i przejażdżka zamieniła się w ostry trening (miejscami szło ponad 50 km/h, fakt – z pomocą lekkiego wiatru). Trafił się również Żoliber i miały być na dokładkę sprinty (przez gumę przed mostem nic z tego nie wyszło). Podsumowując: sobota jak za starych dobrych czasów.