3 czerwiec

Kiedy ubrany w ciuchy rowerowe, próbujesz wymknąć się niepostrzeżenie, a wtedy to właśnie twoja partnerka w zwiewnym negliżu zapyta cię „Tell me why // tell my why // tell me whyyyyy” odpowiedz: jest „czerwone” święto w kalendarzu (poza tym to Światowy Dzień Roweru), pogoda jak marzenie, wreszcie można na krótko, poza tym trzeba ogolić nygusów na kresce – i dawaj drapaka, nie wikłając się w (niebezpieczne) niuanse relacji damsko-męskich.

W czwartek, 3. czerwca, ludzi sporo, pomimo że to przecież początek długiego weekendu. Po raz kolejny znacznie więcej chłopaków pojechało na Pomiechówek niż na Nasielsk. Zaczęło się całkiem niepozornie, gdyż na Modlińskiej wlekliśmy się aż wstyd. Podobnie było do końca hopek. Wtedy z Ryszardem nieco rozruszaliśmy towarzystwo i już poszło. Kto mógł i chciał – testował nogę, grupa się rwała, czteroosobową krótką ucieczkę zatrzymały (który to już raz?) pierwsze światła w NDM. Za drugimi światłami w NDM nygus z „Mazowsza” wyrwał jak z procy, nikt nie był chęciowy do gonienia, więc padło na mnie. Ledwo go doszedłem przed mostem (jakieś piwko, mocium panowie się należy). Na moście znowu skręt w lewo, potem na Błonie przez „siódemkę”, następnie znowu w lewo. Co by pokręcić się po wschodnim Kampinosie.