Jadąc w sobotę po Jagiellońskiej z chłopakami z Ronda ucieszył mnie widok kampera na praskich blachach, z dwoma wolnopomykaczami z tyłu. Nie było szansy na rozmowę, zatem „3, 4 trhníte si nohou, kluci (nebo holky, nebo kluku a holko)” gdzieś nad Bałtykiem. Serce rośnie, motywacja wzrasta spotykając braci i siostry złączonych w duchu hulajnogowym (spotkam kiedyś kogoś w W-wie?). Poniedziałek wieczór. Niech wreszcie skończą tę przebudowę kolektora wiślanego, bo jazda przez Bulwary wieczorem to proszenie się o kłopoty. Multum pieszych, średniorozgarnięci rowerzyści i kolarze (jadący w twoim kierunku i ci z naprzeciwka; na naprawdę szybką jazdę to tych drugich zapraszamy na Rondo), na jednej ścieżce rolkarze, joggingi i zabłąkani piesi, potłuczone butelki i zwroty żołądkowe. W drugą stronę, na Białołękę zawsze było luźniej. No może kiedyś tę przebudowę dokończą, na razie trzeba się przemęczyć. Środa rano. O tyle lepiej, że brak części problemów jazd wieczornych: po prostu na ścieżkach nie ma ludzi, za to więcej potłuczonego szkła, więc trzeba lawirować, naturalnie – nieprzytomni kierowcy są o każdej porze. Powrót wymagający, bo pod silny czołowy wiatr, ale noga podaje, zatem nie było tak źle. W czwartek podobnie jak w środę, tyle że już tak nie wiało, więc i czas wykręciłem paradny. W piątek pasta e basta, bo w weekend Rondo i – przy przetrenowaniu – groźba urwania, a w rezultacie grupetto.
Dziś krótka przerwa od wymądrzania się. Niedawno (14-17 lipca) odbyły się mistrzostwa świata na hulajnogach szosowych. Owszem, są takowe, podobnie jak mistrzostwa Europy i mistrzostwa krajowe (głównie Czechy, Niemcy, Holandia). Wszystkie poddyscypliny były tam obecne, zatem sprint, kryterium i maraton, plus sztafety – naturalnie z zachowaniem podziału na kategorie wiekowe. Kurka, właśnie się zorientowałem, że od tego roku wylądowałem już w weteranach (What’s like to be old?), nade mną już tylko superweterani (60+). A jeszcze niedawno byłem w seniorach… W tym roku mistrzostwa gościła Estonia (Põlva) i jak czytałem, Bałtowie zorganizowali to fantastycznie. Z jednym czynnikiem, na który organizatorzy wpływu nie mieli, a który niestety w krajach bałtyckich się zdarza – pogoda przy maratonie była podła: deszcz i silny, czołowy wiatr, stąd i słabsze niż normalnie wyniki (upadków, na szczęście, podobno nie było). Jednak, jak sądzić po zdjęciach, ludziska (głównie zawodnicy, kibiców tradycyjnie mało) i tak mieli ubaw po pachy.
I tak sobie człowiek o mistrzostwach i hulajnogach szosowych czyta i dochodzi do takiego oto wniosku. Bez rozpisywania się, meritum wyniknie z krótkiego porównania: Czechy ca 10,7 mln. ludzi – ponad 300 aktywnych zawodników, czeska reprezentacja na estońskie mistrzostwa liczyła 35 osób (obsadzili praktycznie wszystkie miejsca na podiach, w pierwszej dziesiątce maratonu było dziewięciu Czechów, honor reszty świata obronił Fin na szóstym miejscu), mistrzostwa kraju, Rollo Liga, wyścigi jednodniowe. Polska (już poniżej) 38 mln. ludzi – szacunkowo 60 osób jeżdżących, mniej lub bardziej aktywnie, na hulajnogach szosowych, reprezentacja liczyła jednego osobnika (nasz przedstawiciel chyba nie ukończył maratonu, bo brak go w klasyfikacji), dotychczas jedne nieoficjalne mistrzostwa w Bolesławcu (2019; żeby nie czeska delegacja, to pewnie by się nie odbyły z braku chętnych), wyścigi jedynie dla dzieciaków (dobrze, że i takie są). Pytania? Otázky?
Warto obejrzeć zdjęcia i filmy, sprawicie tym samym wielką frajdę uczestnikom mistrzostw i fotografom, i ci, i ci poświęcają swój wolny czas dla propagowania tego pięknego, demokratycznego sportu dla każdego. Link tutaj: https://www.toukerattaliit.ee/gallery/
PS. Porównując czasy średnie z maratonu, analizując zdjęcia finiszu stało się dla mnie jasne, że aby w tej chwili liczyć się w wyścigach, nawet w kategorii weteranów, trzeba mieć hulajnogę z dwoma kołami 28’’ przód i tył (różnica 2-4 km/h w porównaniu z tylnym kołem 20‘’ na niekorzyść małego koła, przy takim samym poziomie sportowym jadącego). Jeszcze dekadę temu większość zawodników śmigała w wyścigach na małym kole z tyłu, więc i szanse były bardziej wyrównane… A najlepiej to sprawić sobie od razu prawdziwe hulajnogowe dzieło sztuki, jakim jest czeski karbonowy Strnadel S1 lub S2 (homepage). A w ogóle to najfajniej hulajnożyć dla frajdy, tak po prostu.