Wpływ koronki (FCK!) na kolarstwo amatorskie, i szerzej: na bardziej ambitną aktywność sportową, ocenić można, jak sądzę, ambiwalentnie. Z jednej strony, kogo wirusisko złapało, to ma problem z dojściem do jakiej takiej formy (parę przykładów z Ronda). Ze strony drugiej, Covid spowodował, że ludziska – z przymusu – opuścili zatęchłe siłownie i jęli sportować w przyrodzie, co chwali się, docenia i z pewnością przyniesie pozytywne efekty. To z kolei doprowadziło jednak do sytuacji, jakiej się nie spodziewałem. Mianowicie, od niemal roku są duże, naprawdę duże problemy z kupnem czegokolwiek do szosy, zarówno w sklepach, jak i w necie. Nawet dętki ciężko dostać, o osprzęcie nawet nie wspominając (co jest, to najdroższe całe grupy, pojedynczych komponentów niet) – wszystko zostało wykupione (wzrost prezencji kolarzy „niedzielnych” na bulwarach jest faktem, ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami). Dotyczy to wszystkich bez wyjątku najważniejszych producentów, zatem Shimano (fuj), Sram i Campagnolo. Stan braków magazynowych dotknął wielu chłopaków z Ronda, również i mnie osobiście i obawiam się, że z tego względu mogę mieć niestety sezon z głowy. Pomimo uruchomienia wszelkich kontaktów w Kraju Nadwiślańskim, w Reichu i we Włoszech nie ma w tej chwili możliwości zdobycia przerzutki przedniej do Campy Recorda „jedenastki”, ani w wariancie zintegrowanym (przerzutka na stałe z obejmą), ani w wariancie niezależnym (obejma sobie, przerzutka sobie); obejma wyzionęła ducha podczas ostatniej przejażdżki. Sytuacja braku przerzutki przedniej powoduje, iż próba wyruszenia na trasę na Pomiechówek skazana jest na niepowodzenie (przejazdy plus hopka, na przekosie spada łańcuch z dużej tarczy).
Tak właśnie było w sobotę, 27 marca. Pogoda marzenie, ponad trzydziestu chłopa, niektórzy jechali już na krótko, stąd i pomysł, by przejechać na spokojnie Pomiechówek, zobaczyć, jak wygląda stan nawierzchni, a na koniec, jak by inaczej, próbny sprint na kresce. Wszystko szło pięknie do przejazdu za NDM, już w drodze na Kosewo. Oczywiście spadł łańcuch, założyłem raz – spadł ponownie, i można było zawracać, grupy już nie było widać. Wniosek: dopóki nie zorganizuję przerzutki i nie zmienię łańcucha (akurat jeden mi się jeszcze ostał, bo oczywiście nie do dostania), w gonitwach niedzielnych brać udziału nie będę. W niedzielę poszedłem na hulajnogę.