23-24 lipiec

W sobotę, 23. lipca, prawie dwie dziesiątki śmiałków – jak na soboty ostatnimi czasy, to bardzo dobry wynik. Upał spory, ale do wytrzymania (jak się szybko jedzie, za to na światłach – koszmar). Dobry skład się zebrał, to i jazda była przednia. Towarzystwo do hopek brało rozpęd, dopiero za hopkami się zaczęło. Pod wiatr, 44-46 km/h. Noga już kręci jak powinna, to się rozochociłem i pogoniłem przed światłami za harcownikami. Było całkiem szybko, ale większa część się jednak utrzymała. Sprint pod górkę przed mostem zacząłem za wcześnie, na zbyt dużym przełożeniu, zatem mnie ogolili. B. po tygodniu choroby nie brał udziału w sprintach, dlatego załatwił nas M1 (góry i górki to jego suwerenny rewir). Za mostem ostro, za rondem w Czosnowie przerwa na uzupełnienie płynów i gaz (ze trzech chłopaków ledwo żyło i puszczali koło, ale nie odpuścili i dali radę – gratki!). Po objeździe jeszcze trochę szybkiej jazdy i powrót spokojny.

Takiej masy ochotników na Pomiechówku, jak w niedzielę, 24. lipca, to dawno nie pamiętam. To istotne o tyle, że w niedzielę były jakieś zawody w Serocku, stąd też wielu znajomych twarzy nie było. Najprawdopodobniej to też było przyczyną, że na Nasielsk z kolei było tak mało chętnych… Nie tak gorąco, jak w sobotę, wręcz rześko. Byłoby super, gdyby nie wiatr (chłopaki na Nasielsku musieli się nieźle umordować…). Mocno piździło, oczywiście prosto w gębę. Tempo grupy przez to było mocno szarpane, jechaliśmy zrywami. Nie powiem, jak grupa docisnęła po zmianach, to samemu z tyłu, nawet na Kozie, musiałem ostro cisnąć, żeby się pod ten wiatr za nimi utrzymać. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – bowiem wyszła z tego bardzo dobra jednostka treningowa. Powrót od dłuższego czasu nie samemu, jako że wracaliśmy we dwóch z B.