W sobotę nad ranem nieźle popadało. Wiatrzysko nie dało rady wysuszyć jezdni, więc wszyscy – prócz jednego twardego typa (J. opowiadał, że się nieźle pod ten wiatr umordował) – sobotnią przejażdżkę odpuścili. W niedzielę, 22. maja, wiatr nie zelżał, dalej dmuchało. Jak by wiało równo, nie byłoby problemu, dopasowałoby się kadencję i można by jechać. Ale jazda pod wiatr w porywach to męka, skoki prędkości, tętna i kadencji są mocno obciążające dla głowy. Ludzi stosunkowo mało, mocnych zawodników na Pomiechówku też jakby mniej. Jak powiało, to paru gości odjechało, reszta się oglądała na siebie. Co mocniejsi dochodzili uciekinierów w pojedynkę, w końcu i ja się zdecydowałem, bo z tyłu się na dało jechać. A jak już ucieczkę doszedłem, to i po krótkich odpoczynku, pociągnąłem grupę. Słabo to wyglądało, z powodów wspomnianych powyżej, praktycznie nie mogłem utrzymać 40 km/h. Za to powrót był fajny, z wiatrem to się jechało.
ADRES
tome.masaz@gmail.com
LINGUA
🇩🇪 🇨🇿 🇭🇷 🇷🇸 🇲🇰