Pogoda nadal sprzyjająca. Już chłodniej, konieczny podkoszulek, ale przeważnie słonecznie, zatem ciągle jeszcze na krótko. Wakacje się kończą, należy się spodziewać – przez pewien czas – większej ilości wspójadących. Tak było w sobotę, 21. sierpnia. Spod Arkadii ruszyło nas osiem osób (wliczając tych, co czekali po drugiej stronie), dawno nie odnotowałem takiej liczby, w tym dwóch, trzech nowych – mocnych – chłopaków. W sumie doliczyłem się za Jabłonną ponad 20 osób (grupa się jednak szybko podzieliła na dwie części). Tę sobotę zapisuję WIELKIMI ZGŁOSKAMI do annałów Ronda Babka. Była to jedna z najszybszych sobót, jaką miałem okazję przejechać. Przy czym mam tu na myśli czas netto, tj. od kreski do poprzecznej w Łomiankach, bo do Jabłonnej wlekliśmy się aż wstyd. Na szczęście ostro poszło już za kreską, gdzie się urwaliśmy we dwójkę. Chłopaki widzieli, kto ze mną jedzie, zagrożenie udaną ucieczką było poważne, stąd też skasowali nas po kilometrze z okładem. A potem to już poszło… Zasadniczo nie schodziło poniżej 45 km/h – nowi dawali naprawdę mocne zmiany –, miejscami jechałem 53/11, a jakbym miał coś jeszcze pod nogą, to z chęcią bym zszedł jeszcze niżej. Na Rolniczej szedł taki ogień, że nie można się było dopchać do przodu. Za takie „przejażdżki” wszyscy, poza kierowcami, kochają sobotnie Rondo.
W niedzielę, 22. sierpnia, odważnych jeszcze więcej. Zastanawiająco niska frekwencja na Nasielsku, pewnie były jakieś wyścigi na Mazowszu. Do mostu raczej przeciętnie, chociaż ze dwa kilometry przejechałem z prędkością ponad 50 km/h. Były okresy zawieszenia, gdzie przeciętna spadała do 30-32 km/h. Nawet miałem ochotę wyjść na Kozie na czoło, poszła jednak ucieczka i nie fason byłoby ją skasować. Za stacją w NDM przycisnąłem nieco mocniej, poza jednym mocnym kolegą nie było chętnych do trzymania się na kole. W odróżnieniu od sobót, w niedziele przeważa taktyka. To zrozumiałe, do przejechania prawie 40 km więcej, więc wszyscy starają się oszczędzać siły na kreskę.